sobota, 4 sierpnia 2012

Zabawa, kochanie, pobawmy się


Napisane: 3 luty 2011r.
Sprawdzone: Nie

Zabawa, kochanie, pobawmy się
Mała zagadka, kochanie - dla ciebie, taka z myślą o tobie. Kim jestem, to pytanie kieruję w twoją stronę. Mój drżący głos nic ci nie przypomina? Bardzo mi przykro, w końcu lubiłeś, gdy wzdychałam przy twoich uchu, pojękiwałam, szeptałam wciąż twoje zacne imię. Mówiłeś, że moje usta służą do tego, abym rozkosznie mruczała i pozwalała się całować. Wciąż jestem niewiedzą? Kochałeś przygryzać moją lodowatą, delikatnie oliwkową skórę, była jędrna, pozostawiałeś na niej, takie zabawne, zaczerwienione ślady po swoich pieszczotach. Zawsze zamykałam oczy, ilekroć przejeżdżałeś językiem po moim dekolcie i szyi, brzuchu. Nogami obejmowałam twoje biodra i przyciskałam się do ciebie mocno, bardzo mocno. Nawijałeś moje włosy na palce, żarliwie całowałeś w wargi. Cytuję: „JESTEŚ JAK CZEKOLADA, CAŁA”. Idiotę udajesz, czy ten teleturniej jest dla ciebie za trudny?! Co to jest teleturniej? Mniejsza z tym, słoneczko. Oświetliłam ci odpowiedź? Wciąż nie… Na przywitanie całowałam cię w policzek, nigdy w usta. Dopiero widząc twoją skwaszoną minę, stawałam na palcach i rozchylałam lekko wargi. Przywierałeś do nich niemal od razu, a twoje usta były zimne, dłonie oplatały mnie w pasie. Gdy leżeliśmy, wtuleni w siebie, wplatałam palce w twoje włosy, złote, całkiem jak kłosy zbóż. Dalej nic? Kurcze, musiałeś mieć więcej kochanek, niż przypuszczałam. Jestem z siebie dumna, byłam nazywana „kochaniem” przez największego lowelasa Hogwartu. Barwa mojego głosu, śmiechu - nie potrafisz sobie przypomnieć? Gdybym tylko wiedziała, że ty masz takie poważne problemy z pamięcią. Cholera, przecież nie masz nawet dwudziestu lat! Dobrze, że się z tobą nie związałam! Bałabym się, że zapomnisz mojego imienia, daty moich urodzin i rocznicy naszego śluby. To niedopuszczalne, ale mogłoby się również stać tak, że wyleciałoby ci z głowy, że masz dzieci! Dzięki ci Merlinie, nie pokarałeś przyszłością z nim. O! Może to, da ci coś do myślenia...
Złościłeś się często, nie powiem, ale wiesz, co wtedy robiłam? Siadałam ci na kolanach, a gdy mnie zrzucałeś, wracałam na nie. Przytulona do twojej piersi, szeptałam mugolskie bajki, które czytałam mi kiedyś mama. Byłeś nimi tak wzburzony, że całkiem zapominałeś, na kogo byłeś wściekły i o co. Czy ty przypadkiem nie masz amnezji? Mam ci opowiedzieć, jak robiliśmy TO na twoim biurku, w moim łóżku, czy też  w Łazience Prefektów? Skoro tak, to rozumiem, że przez twoją sypialnię, przeleciało stado szlam, które kochały opisywać ze szczegółami waśnie ze swojego dzieciństwa. Ok. W porządku. Pora na inną części naszej przeszłości. Przypadek, właściwie nawet nigdy o tym nie wspomniałam. Był kwiecień, szósty rok nauki. Zbyłeś mnie tamtego wieczoru stosunkowo szybko. Ha! Wiedziałam od razu, że coś jest nie tak. Z peleryną niewidką, czmychnęłam z zamku - idąc za tobą, zawędrowałam aż pod Zakazany Las. Gdybyś widział uciechę na mojej twarzy, gdy zaznaczony obszar teleportacyjny, przeniósł mnie razem z tobą. Było uroczo, znalazłam się w centrum bardzo ciekawego przyjęcia, które odbywało się w twoim domu. Takiej rzeźni, nie widziałam nigdy, a ty -całkiem spokojnie- przeszedłeś po każdej kałuży krwi i otworzyłeś opasłe, mosiężne drzwi, a raczej wrota, ukazując mi przy tym prawdziwą obleśność Śmierciożerców. Musiałam słuchać krzyków, próśb, stęków i jęków z zamkniętymi oczami. Skulona, całkiem odrętwiałam, siedziałam na posadce. Z ulgą - po paru złudnych godzinach- wyszedłeś z owego pomieszczenia. Trzymając koniuszek twoje płaszcza, zniknęliśmy. Stojąc na błoniach, zdałam sobie sprawę, że zapach krwi już do końca życia będzie drażnił moje nozdrza. Tłumaczyłam sobie, że musisz to robisz, nawet jeśli tego nienawidzisz. Musisz, aby chronić matkę i swoje życie, takie cenne dla mnie. Nie pisnęłam ci słowem o tym, wiedziałam, że się to na mnie odbije, sklerotyka zgrywasz! Jasne, oczywiście.
Nic ci również nie mówi wspomnienie, jak wpadłeś do pokoju Wspólnego Gryffindoru, cały czerwony ze wstydu, a w dłoni trzymałeś bukiet białych orchidei? Jaka ja głupia! Pierwszy raz użyłeś wtedy słowa „przepraszam” - dalej pustka? Zrobiłeś to publicznie, później przy Gryfonach, złożyłeś na moich usta pocałunek. Ludzie zareagowali zdziwieniem, później się niezgrabnie uśmiechali, a na końcu wyśmiewali się z ciebie. Ja już nie wiem, co jest z tobą nie tak. Mówiłeś, że mnie kochasz, dotykałeś mnie, przytulałeś, obiecałeś szczęście, że wszystko dobrze się skończy. Kłamca! Pieprzony z ciebie hipokryta. Wal się, kurwa.  Nie wybaczę! Nie wybaczę, ty chory sukinsynie! Będę cię nawiedzać -  każdej nocy, ale będziesz słyszeć jedynie mój śmiech. Mój drżący przez płacz śmiech.  Zdychaj, faszysto, kurwo niewyżyty. Bawiła cię ta zabawa, zabiłeś szlamę - zgrabnie przyjmując owacje od ojca, swojego pana, od wszystkich Śmierciojadów, kurwa. Twoja matka była najbardziej ludzka, pokiwała na radosną wieść głową, szkoda, że tej dezaprobaty nie dostrzegłeś. Musiało być jej wstyd, że wychowała gnoja, który odnosił się do kobiet, jak do ulicznych dziwek. Choć wątpię, aby i one, zasługiwały na zaszczyt, uczestnictwa w obleśnych kłamstwach - nawet o tym nie wiedząc. Byłam tylko szlamą, którą miałeś zabić - gratulację! Harry Potter przegrał, ty się chełpisz bogactwem, a naokoło wciąż giną ludzie, którzy przeżyli wojnę, ale nie przeżyją panowania tego śmiecia, Voldemorta. Zabawię się w twoją grę, poznałam zasady, a praktyki nauczyłam się od mistrza. Możemy zaczynać naszą chorą zabawę, ale wcześniej, dość nachalnie, ponaglam swe pytanie:    
Wiesz już, kim jestem?

Brak komentarzy: