Każdy kolejny dzień, wyglądał identycznie. Hermionę budziła
Narcyza - codziennie o ósmej. Przebierała ją, czesała, a następnie czekała wraz
z nią, aż skrzaty przyniosą śniadanie.
Karmiła ją, a później czytała jej opasłe księgi - dziewczyna
słuchała i głaskała Nagini, która poświęcała jej prawie cały swój czas - prócz
chwil, gdy głód dawał o sobie znać i musiała się udać na polowanie. Po żmudnych
godzinach, gdy kobieta traciła głos, a gardło ją bolało, przychodził czas na
obiad, po którym Hermiona brała długą kąpiel w ogromnej wannie z pianą i solami
relaksacyjnymi. Następnie kładła się, Narcyza wychodziła i zostawiała ją samą,
przychodziła dopiero następnego dnia.
Czasem zdążały się dni, w których kobieta przynosiła wieści
od jej ojca, ale on sam, więcej nie raczył do niej zajrzeć. Z czasem było jej
to obojętne.
Czuła się obojętnie. Wszystko było rutyną. Czymś codzienny,
co stało monotonne. Zdążały się chwile, gdy myślała o Harrym, Ronie, czy
którymkolwiek z przyjaciół.
Przywykła do Nagini, Narcyzy... Ale nie do swojego
"ojca", czy jakimkolwiek ze Śmierciożerców. Jedynie świadomość, że
krzywda ją nie spotka, była ratująca.
Aż do pewnego dnia.
***
Koniec lipca. Dziś było inaczej. Dziewczyna leżała od paru
godzin w łóżku. Zdrętwiałą dłonią, muskała skórę Nagini, a Narcyzy nie było.
Wciąż i wciąż. Znudzona, zażenowana i poddenerwowana, leżała i oczekiwała, aż
drzwi zaskrzypią - jak każdego ranka - i kobieta przywita ją tym swoim ciepłym
głosem. Słyszała pod sobą salwy śmiechu, chichoty i turlające się butelki po
panelach. Ale nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek się pojawił. Z każdą
chwilą wzrastała w niej złość - a gdy zdała sobie z niej sprawę, to niezmiernie
się zdziwiła. To co ją ogarnęło w jednej chwili było nienormalne. Wargi
zacisnęła w wąską linię, powieki zacisnęła, a krzyk, który wydobył się z jej
krtani był histeryczny. Pełen złości i zniecierpliwienia.
Drzwi otworzyły się chwile później.
- Co za darcie, kurwa, kogoś chyba popierdoliło z samego
rana! - warknął Draco. Zaspany, znużona, podkurwiony wszedł i zamknął za sobą
drzwi z trzaskiem.
- O, Granger. Granger?!!!! Co ty tu, kurwa robisz ?-
ocudziwszy się, stanął na środku pokoju i przyglądał się dziewczynie, która
naburmuszona, leżała przykryta grubą kołdrą, po podłodze pełzła Nagini, gdy
zniknęła pod jedną z szaf i rozległo się chrobotanie, Draco wywrócił oczami.
- Chyba leże, Malfoy, ale tylko chyba. Nie jestem pewna! -
odparła dziewczyna. Prychnęła i założyła ręce na klatce piersiowej. Nadęła
policzki i zamknęła oczy.
- Mniejsza z tym, szlamo. Ubieraj się, mam cię oprowadzić po
posiadłości. - Malfoy usiadł na fotelu i wpatrywał się z wyczekiwaniem w
dziewczynę.
Ta milczała, spuściła głowę i odwróciła się do niego
plecami, jakby się obraziła.
- Granger, nie mam czasu! - Poderwał się z siedzenia.
- Idioto! Jak mam się niby ubrać, skoro jestem ślepa?! I
gdzie jest Narcyza, tłoku?! - wybuchła Hermiona. Nie spodziewała się spotkać
Malfoya tak wcześnie.
W ogóle miała nadzieje, że w najbliższym miesiącu nie będzie
musiała przejmować się swoim "kolegą". A myślała, że większych
problemów już mieć nie może.
- A co cię obchodzi, gdzie jest moja matka?! Zaraz, zaraz,
szlamcia ślepa? - wybuchnął śmiechem. Policzki jej poczerwieniały, zrobiło jej
się wstyd, zagryzła dolną wargę.
- Zamknij japę, Malfoy - odgryzła się dziewczyna. Zrobiła to
cicho, nie była nawet pewna, czy ją usłyszał. - Gdzie jest Narcyza?! -
warknęła.
- Z szacunkiem, szlamo. Pamiętaj o kim mówisz. Masz
szczęście, że Czarny Pan cię potrzebuje. Phi! Nie wiem, co zrobiłaś, żeby
zasłużyć na to wszystko, ale się dowiem. Pamiętaj, Granger, ja się dowiem.
- Tak, Malfoy, nie wątpię, Sherlocku.
***
Skrzatki pomogły jej się umyć, ubrać i uczesać. Nie było to
przyjemne. Wszystko robiły szybko, ale precyzyjnie i dokładnie. Szarpały ją za
włosy, gdy je rozczesywały, przekładały przez jej głowę nowe to kreacje i
ściągały je równie szybko, co gwałtownie, gdy powiedziała, że nie czuje się w
danym stroju najlepiej. Ostatecznie została wypchnięta za drzwi własnego pokoju
w czerwonej sukience do kolan z nie wielkiem dekoltem, ale z dużym wcięciem w
tali, co tylko uwydatniło duży biust i idealnie wykroiło jej szczuplutką
sylwetkę. Skrzatka Perełka uczesała ją w koka z kilkoma luźniejszymi pasmami.
Hermona wpadła w ramiona Malfoya. Chłopak skrzywił się
niezmiernie, odepchnął ją lekko i chwycił za łokieć, zaczął ciągnąć ją w stronę
schodów, aby zejść na szóste piętro.
- To jest portret, Granger. Wybacz, ale nie będę ci go
dokładniej opisywał, o tym nie było mowy, gdy zlecano mi to
"zadanie". - Pokiwała głową. Bez słowa szła przy nim. Drętwo stawiała
kroki i wstrzymywała oddech, gdy tylko ktoś się z nimi mijał.
- Granger, jak to jest być szlamą? - zapytał niespodziewanie
Draco całkiem poważnie.
- Malfoy, jak to jest być pedałem? - warknęła dziewczyna.
- To inaczej... Granger, jak to jest być szlamą, a później
stać się ślepą szlamą? To mnie najbardziej intryguje - zarechotał.
- Ja ci zaraz pokażę! - zamachnęła się i uderzyła go z
otwartej ręki. Jej dłoń z głośnym plaśnięciem uderzyła o jego czoło i wepchnęła
mu do oczu przypadkowo palce.
- Zabije cię, durna szlamo! Tym razem na pewno! - Ona na
oślep uciekała, on na oślep ją gonił. Szóste piętro wypełniały krzyki.
***
- Ron, mam pomysł, tylko przestań wymachiwać tą pięścią, do
cholery!
- Potter, ja się rozgrzewam!
- Ja proponuje, żebyś ty rozgrzewkę robił po lesie! Może byś
my w końcu wzięli się za szukanie Hermionki, co?! Jakiś Śmierciożerca może ją
złapał, krzywdę jej zrobił, pomyśli jeszcze, żeś my o niej zapomnieli, a minęły
... cztery tygodnie od jej zagięcia?!
- Potter, tym razem ci się upiekło! Co się tak patrzysz?
Biegniemy!
***
Dziewczyna potykając się, z dreszczami na ciele i lękiem
przed nieobliczalnym Malfoyem, nie zwróciła nawet uwagi do kogo się tuli, gdy
wpadła na kogoś. Schowała się w czyjś silnych ramionach i przez chwilę nawet
wierzyła, że Draco nie zrobi jej nic w tym wypadku.
- Hej, hej, maleńka, coś się stało? - Hermiona słysząc
radosny, pełen entuzjazmu głos Zabiniego, załamała się. Rozumiejąc, że jej nie
poznał, postanowiła grać.
- Oj, dużo. Goni mnie jakiś ulizany typek, który krzyczy, że
zabije jakąś Granger i myśli, że to ja! - Z rykiem wtuliła się w Blise'a mocno
i symulowała stach dalej.
- A, chodzi ci o Smoka? Może i jest nieobliczalny, ale jest
w porządku. O, właśnie tu biegnie! Hej, Draco! - Zabini objął Hermionę i
wyszczerzył się w stronę przyjaciela.
- G...GDZIE ONA JEST?!!!!!! - Brązowowłosa przytuliła się do
Diabła i starała się nie parsknąć
śmiechem.
- Kto? - zapytał zdziwiony Zabini. Malfoy przetarł
poczerwieniałe oczy, wciąż widział zamazany obraz, mocno zamazany.
- KURWA, ZABINI, GDZIE JEST GRANGER?!!!!!!!!! - Diabeł
uśmiechnął się w stronę Hermiony.
- Ja tu żadnej, Granger nie widziałem, zamiast niej
spotkałem... E, jak masz na imię? - Brązowowłosa zaczerwieniła się lekko.
- Rose - wyszeptała ochryple, żeby Malfoy jej nie rozpoznał.
- O, właśnie, Rose. Pasuje do ciebie, złotko. Pozwolisz, że
zajmę się śliczną panią, Draco? Powodzenia w poszukiwaniach!
Malfoy miał zamiar się odwrócić i biec w drugim kierdynku,
gdy z daleko dostrzegł czerwono-krwisty materiał kiecki Hermiony.
- Zabini, ja jeszcze nie jestem ślepy! Nie to, co Granger!
Ty spiskowcu, zdrajco, kłamco! - Biegł w ich kierunku, a mieniące się obrazy,
stawały się coraz wyrazistsze.
***
Niczego nieświadomą dziewczynę, popchnął z całej siły w
stronę schodów. Wydała z siebie cichy jęk i sturlała się z szóstego na piąte
piętro. Skuliła się i przygryzła wargę, ból, który rozprzestrzeniał się po jej
klatce piersiowej był straszny.
- O, kurwa, nie wierzę - usłyszała zanim straciła
przytomność.
- Zabini, co robimy?! Jak łysy się dowie, że ją uśmierciłem,
to do niej dołączę!
- Czekaj, czekaj. Dalej czegoś nie rozumiem. To jest
Granger? - Diabeł całkiem spokojnie obserwował, jak krew wylewała się z
otwartej rany na łokciu. Rozmarzony, zatrzymał wzrok dłużej na jej klatce
piersiowej.
- A kogo się spodziewałeś?! Choć trzeba ją przetransportować
zanim ktoś nas zobaczy - skrzywił się Draco. Z wielkim, czerwonym znakiem na
czole, podniósł dziewczynę, przerzucił ją sobie przez ramię i biegiem udał się
na siódme piętro.
Rzucił jej ciało na łoże, warknął w stronę Zabiniego, który
nie śpiesznie wszedł do pokoju.
- Diable, ja wiem, kurwa, że tobie nigdy się, nigdzie nie
śpieszy, ale do cholery! Jeśli szlama zdechnie, to ze mną nie będzie lepiej! -
Malfoy rzucił przyjacielowi złowrogie spojrzenie.
- A co ja mam do tego? - zagadnął Diabeł. Usiadł na skraju
łóżka Hermiony.
- Twoja matka leczy w Mungu, nie oczywiste, że i ty umiesz?
- Kłóciłbym się, ale ok.
***
Bardzo lubię sny. Te smutne i radosne. Każdy ma coś na celu.
Każdy jest inny. Ludzie się zmieniają. Ja się zmieniam. Czuję, jak z dnia na
dzień, staję się kimś, kim nigdy nie byłam. Tęsknie. Bardzo mocno. Nie wiem,
czy to normalne, ale ta - z początku nieprzeżyta nostalgia - przeradza się w
pustkę. Nie wiem, kim jestem. Chcę, żeby zostawiono mnie samej siebie. To o
wiele łatwiejsze. Ciemność stała się oczywista, zimno przyjemne, choć przytłaczające.
Chciałabym zasnąć; poczuć zapach czekolady, krwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz