czwartek, 2 sierpnia 2012

Księga trzecia - rozdział 5


Każdy kolejny dzień, wyglądał identycznie. Hermionę budziła Narcyza - codziennie o ósmej. Przebierała ją, czesała, a następnie czekała wraz z nią, aż skrzaty przyniosą śniadanie.
Karmiła ją, a później czytała jej opasłe księgi - dziewczyna słuchała i głaskała Nagini, która poświęcała jej prawie cały swój czas - prócz chwil, gdy głód dawał o sobie znać i musiała się udać na polowanie. Po żmudnych godzinach, gdy kobieta traciła głos, a gardło ją bolało, przychodził czas na obiad, po którym Hermiona brała długą kąpiel w ogromnej wannie z pianą i solami relaksacyjnymi. Następnie kładła się, Narcyza wychodziła i zostawiała ją samą, przychodziła dopiero następnego dnia.
Czasem zdążały się dni, w których kobieta przynosiła wieści od jej ojca, ale on sam, więcej nie raczył do niej zajrzeć. Z czasem było jej to obojętne.
Czuła się obojętnie. Wszystko było rutyną. Czymś codzienny, co stało monotonne. Zdążały się chwile, gdy myślała o Harrym, Ronie, czy którymkolwiek z przyjaciół.
Przywykła do Nagini, Narcyzy... Ale nie do swojego "ojca", czy jakimkolwiek ze Śmierciożerców. Jedynie świadomość, że krzywda ją nie spotka, była ratująca.
Aż do pewnego dnia. 
***
Koniec lipca. Dziś było inaczej. Dziewczyna leżała od paru godzin w łóżku. Zdrętwiałą dłonią, muskała skórę Nagini, a Narcyzy nie było. Wciąż i wciąż. Znudzona, zażenowana i poddenerwowana, leżała i oczekiwała, aż drzwi zaskrzypią - jak każdego ranka - i kobieta przywita ją tym swoim ciepłym głosem. Słyszała pod sobą salwy śmiechu, chichoty i turlające się butelki po panelach. Ale nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek się pojawił. Z każdą chwilą wzrastała w niej złość - a gdy zdała sobie z niej sprawę, to niezmiernie się zdziwiła. To co ją ogarnęło w jednej chwili było nienormalne. Wargi zacisnęła w wąską linię, powieki zacisnęła, a krzyk, który wydobył się z jej krtani był histeryczny. Pełen złości i zniecierpliwienia.
Drzwi otworzyły się chwile później.
- Co za darcie, kurwa, kogoś chyba popierdoliło z samego rana! - warknął Draco. Zaspany, znużona, podkurwiony wszedł i zamknął za sobą drzwi z trzaskiem.   
- O, Granger. Granger?!!!! Co ty tu, kurwa robisz ?- ocudziwszy się, stanął na środku pokoju i przyglądał się dziewczynie, która naburmuszona, leżała przykryta grubą kołdrą, po podłodze pełzła Nagini, gdy zniknęła pod jedną z szaf i rozległo się chrobotanie, Draco wywrócił oczami.
- Chyba leże, Malfoy, ale tylko chyba. Nie jestem pewna! - odparła dziewczyna. Prychnęła i założyła ręce na klatce piersiowej. Nadęła policzki i zamknęła oczy.
- Mniejsza z tym, szlamo. Ubieraj się, mam cię oprowadzić po posiadłości. - Malfoy usiadł na fotelu i wpatrywał się z wyczekiwaniem w dziewczynę.
Ta milczała, spuściła głowę i odwróciła się do niego plecami, jakby się obraziła.
- Granger, nie mam czasu! - Poderwał się z siedzenia. 
- Idioto! Jak mam się niby ubrać, skoro jestem ślepa?! I gdzie jest Narcyza, tłoku?! - wybuchła Hermiona. Nie spodziewała się spotkać Malfoya tak wcześnie.
W ogóle miała nadzieje, że w najbliższym miesiącu nie będzie musiała przejmować się swoim "kolegą". A myślała, że większych problemów już mieć nie może.
- A co cię obchodzi, gdzie jest moja matka?! Zaraz, zaraz, szlamcia ślepa? - wybuchnął śmiechem. Policzki jej poczerwieniały, zrobiło jej się wstyd, zagryzła dolną wargę.
- Zamknij japę, Malfoy - odgryzła się dziewczyna. Zrobiła to cicho, nie była nawet pewna, czy ją usłyszał. - Gdzie jest Narcyza?! - warknęła.
- Z szacunkiem, szlamo. Pamiętaj o kim mówisz. Masz szczęście, że Czarny Pan cię potrzebuje. Phi! Nie wiem, co zrobiłaś, żeby zasłużyć na to wszystko, ale się dowiem. Pamiętaj, Granger, ja się dowiem.
- Tak, Malfoy, nie wątpię, Sherlocku.
***
Skrzatki pomogły jej się umyć, ubrać i uczesać. Nie było to przyjemne. Wszystko robiły szybko, ale precyzyjnie i dokładnie. Szarpały ją za włosy, gdy je rozczesywały, przekładały przez jej głowę nowe to kreacje i ściągały je równie szybko, co gwałtownie, gdy powiedziała, że nie czuje się w danym stroju najlepiej. Ostatecznie została wypchnięta za drzwi własnego pokoju w czerwonej sukience do kolan z nie wielkiem dekoltem, ale z dużym wcięciem w tali, co tylko uwydatniło duży biust i idealnie wykroiło jej szczuplutką sylwetkę. Skrzatka Perełka uczesała ją w koka z kilkoma luźniejszymi pasmami.
Hermona wpadła w ramiona Malfoya. Chłopak skrzywił się niezmiernie, odepchnął ją lekko i chwycił za łokieć, zaczął ciągnąć ją w stronę schodów, aby zejść na szóste piętro.
- To jest portret, Granger. Wybacz, ale nie będę ci go dokładniej opisywał, o tym nie było mowy, gdy zlecano mi to "zadanie". - Pokiwała głową. Bez słowa szła przy nim. Drętwo stawiała kroki i wstrzymywała oddech, gdy tylko ktoś się z nimi mijał.
- Granger, jak to jest być szlamą? - zapytał niespodziewanie Draco całkiem poważnie.
- Malfoy, jak to jest być pedałem? - warknęła dziewczyna.
- To inaczej... Granger, jak to jest być szlamą, a później stać się ślepą szlamą? To mnie najbardziej intryguje - zarechotał.
- Ja ci zaraz pokażę! - zamachnęła się i uderzyła go z otwartej ręki. Jej dłoń z głośnym plaśnięciem uderzyła o jego czoło i wepchnęła mu do oczu przypadkowo palce.
- Zabije cię, durna szlamo! Tym razem na pewno! - Ona na oślep uciekała, on na oślep ją gonił. Szóste piętro wypełniały krzyki.
***
- Ron, mam pomysł, tylko przestań wymachiwać tą pięścią, do cholery!
- Potter, ja się rozgrzewam!
- Ja proponuje, żebyś ty rozgrzewkę robił po lesie! Może byś my w końcu wzięli się za szukanie Hermionki, co?! Jakiś Śmierciożerca może ją złapał, krzywdę jej zrobił, pomyśli jeszcze, żeś my o niej zapomnieli, a minęły ... cztery tygodnie od jej zagięcia?!
- Potter, tym razem ci się upiekło! Co się tak patrzysz? Biegniemy!
***
Dziewczyna potykając się, z dreszczami na ciele i lękiem przed nieobliczalnym Malfoyem, nie zwróciła nawet uwagi do kogo się tuli, gdy wpadła na kogoś. Schowała się w czyjś silnych ramionach i przez chwilę nawet wierzyła, że Draco nie zrobi jej nic w tym wypadku.
- Hej, hej, maleńka, coś się stało? - Hermiona słysząc radosny, pełen entuzjazmu głos Zabiniego, załamała się. Rozumiejąc, że jej nie poznał, postanowiła grać.
- Oj, dużo. Goni mnie jakiś ulizany typek, który krzyczy, że zabije jakąś Granger i myśli, że to ja! - Z rykiem wtuliła się w Blise'a mocno i symulowała stach dalej.
- A, chodzi ci o Smoka? Może i jest nieobliczalny, ale jest w porządku. O, właśnie tu biegnie! Hej, Draco! - Zabini objął Hermionę i wyszczerzył się w stronę przyjaciela. 
- G...GDZIE ONA JEST?!!!!!! - Brązowowłosa przytuliła się do Diabła i starała się  nie parsknąć śmiechem.
- Kto? - zapytał zdziwiony Zabini. Malfoy przetarł poczerwieniałe oczy, wciąż widział zamazany obraz, mocno zamazany.
- KURWA, ZABINI, GDZIE JEST GRANGER?!!!!!!!!! - Diabeł uśmiechnął się w stronę Hermiony.
- Ja tu żadnej, Granger nie widziałem, zamiast niej spotkałem... E, jak masz na imię? - Brązowowłosa zaczerwieniła się lekko.
- Rose - wyszeptała ochryple, żeby Malfoy jej nie rozpoznał.
- O, właśnie, Rose. Pasuje do ciebie, złotko. Pozwolisz, że zajmę się śliczną panią, Draco? Powodzenia w poszukiwaniach!
Malfoy miał zamiar się odwrócić i biec w drugim kierdynku, gdy z daleko dostrzegł czerwono-krwisty materiał kiecki Hermiony.
- Zabini, ja jeszcze nie jestem ślepy! Nie to, co Granger! Ty spiskowcu, zdrajco, kłamco! - Biegł w ich kierunku, a mieniące się obrazy, stawały się coraz wyrazistsze.
***
Niczego nieświadomą dziewczynę, popchnął z całej siły w stronę schodów. Wydała z siebie cichy jęk i sturlała się z szóstego na piąte piętro. Skuliła się i przygryzła wargę, ból, który rozprzestrzeniał się po jej klatce piersiowej był straszny.
- O, kurwa, nie wierzę - usłyszała zanim straciła przytomność.
- Zabini, co robimy?! Jak łysy się dowie, że ją uśmierciłem, to do niej dołączę!
- Czekaj, czekaj. Dalej czegoś nie rozumiem. To jest Granger? - Diabeł całkiem spokojnie obserwował, jak krew wylewała się z otwartej rany na łokciu. Rozmarzony, zatrzymał wzrok dłużej na jej klatce piersiowej.
- A kogo się spodziewałeś?! Choć trzeba ją przetransportować zanim ktoś nas zobaczy - skrzywił się Draco. Z wielkim, czerwonym znakiem na czole, podniósł dziewczynę, przerzucił ją sobie przez ramię i biegiem udał się na siódme piętro.
Rzucił jej ciało na łoże, warknął w stronę Zabiniego, który nie śpiesznie wszedł do pokoju.
- Diable, ja wiem, kurwa, że tobie nigdy się, nigdzie nie śpieszy, ale do cholery! Jeśli szlama zdechnie, to ze mną nie będzie lepiej! - Malfoy rzucił przyjacielowi złowrogie spojrzenie.
- A co ja mam do tego? - zagadnął Diabeł. Usiadł na skraju łóżka Hermiony.
- Twoja matka leczy w Mungu, nie oczywiste, że i ty umiesz?
- Kłóciłbym się, ale ok.
***
Bardzo lubię sny. Te smutne i radosne. Każdy ma coś na celu. Każdy jest inny. Ludzie się zmieniają. Ja się zmieniam. Czuję, jak z dnia na dzień, staję się kimś, kim nigdy nie byłam. Tęsknie. Bardzo mocno. Nie wiem, czy to normalne, ale ta - z początku nieprzeżyta nostalgia - przeradza się w pustkę. Nie wiem, kim jestem. Chcę, żeby zostawiono mnie samej siebie. To o wiele łatwiejsze. Ciemność stała się oczywista, zimno przyjemne, choć przytłaczające.
Chciałabym zasnąć; poczuć zapach czekolady, krwi.

Brak komentarzy: