sobota, 4 sierpnia 2012

Księga trzecia - rozdział 11


Świat, napędza tylko jedno uczucie. To nienawiść, którą można przeistoczyć w – niemalże – każde inne odczucie. Niczym wczorajszy sen, wypełniony psychodeliczną żądzą; w każdym człowieku, ukryta jest cząstka egoizmu, mimowolnie pchająca ludzi do wyborów, które mogą przynieść im największy zysk. Bo wszystko, co może należeć do nas, traktujemy jak własność, z którą czynimy to, co naprawdę pragniemy, a wszystko inne, co nie należy do nas, pragniemy pogrzebać – to istota zazdrości.  
Z każdym kolejnym śmiechem, dołączającym do poprzedniego, robiło się coraz głośniej. Kolejne salwy, odbijały się echem, zatrzaskując w pętli niekończących się drwin. Jeden głos, przekrzykiwał drugi, uniemożliwiając rozpoznanie kogokolwiek, dzięki barwie tonacji. Wszystko za sprawą potknięcia, które zaliczyła niewidoma dziewczyna, obecnie leżąca na ziemi, tuż przed drzwiami. Lord Voldemort, uciszył całe towarzystwo, podnosząc nieznacznie prawą rękę do góry. Pomieszczenie, obleciał cichy szmer - ostatecznie, wszystkie komentarze, którymi zaczęli wymieniać się Śmierciożercy, zastały stłamszone przez ostentacyjne syczenie węża, ułożonego przy miejscu, które zajmował Tom.
- Draco, w samą porę; prawie zapomnieliśmy o pannie Granger - odezwał się, po raz pierwszy podczas dzisiejszego zebrania, Snape. Lucjusz, wskazał synowi krzesło po swojej lewej stronie. Malfoy, odwrócił wzrok od ojca i spojrzał na Voldemorta, wstającego ze swojego miejsca i kierującego się niespiesznym krokiem w stronę Hermiony, która podniosła się z podłogi i - zapewne całkiem nieświadomie - stanęła tyłem do wszystkich obecnych. Draco usiadł na wskazanym krześle i omiótł salę jednym spojrzeniem. Bellatrix była nieobecna. Alecto również, jego matka z resztą też. Następnego wieczoru, miało się odbyć główne zebranie Kręgu, gdzie pojawią się poplecznicy Czarnego Pana z całego świata, który zasłużyli na zaproszenie na CZEBP – czyli Coroczne Zebranie Ewidentnie Beznadziejnych Przypadków. Całe spotkanie, przypominało mu stypę, na którą wszyscy zbierali się kilko dni wcześniej, aby zająć wszystkie pokoje gościnne w posiadłości i siedzieć w nich, czekając na jakiekolwiek zaproszenie ze strony Lorda. Pragnęli zwrócić na siebie uwagę i zyskać przychylność Voldemorta, aczkolwiek - ostatecznie - mogą go jedynie zobaczyć podczas umówionego spotkania, na którym nie mają nawet okazji porozmawiać z nim dogłębniej. Draco, spojrzał na ojca, który zaś nie odwracał oczu od wolnego miejsca po swojej prawej stronie.
- Wyjdźcie stąd. Wszyscy. Ale już! - wykrzyknął niespodziewanie Tom, unosząc się coraz bardziej. Śmierciożercy udali się do swoich pokoi, bądź domów. Snape, odwrócił się za siebie, by móc zilustrować sylwetkę dziewczyny, która odwróciła się w kierunku, z którego usłyszała głos Lorda. Severus teleportował się do Zakonu. Jeszcze dziś musi poinformować Dumbledore, że jego nowy plan, w którym dość dużą rolę odgrywała Granger, jest obecnie niemożliwy do zrealizowania.
- To było bardzo nierozsądne, nie uważasz? - Hermiona, poczuła jak jej ojciec, chwyta ją za szyję swoją lodowatą ręką. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że jeśli nie dokonasz wyboru w tej chwili, to nawet Nagini ci nie pomoże? Cóż za irytująca dziewucha! - Tom puścił córkę, która upadła na kolana. Wciąż milczała. Wiedziała, że jej myśli, zostały już dokładnie przejrzane i sprawdzone. Zdała sobie również sprawę, że zuchwałość przy innych Śmierciożercach, może ją drogo kosztować. Kierowała się ostatnio kaprysami, które pojawiały się z nikąd i wzbudzały w niej pragnienia rzeczy, na które, tak normalnie, nigdy by się nie zgodziła.
- Jak to jest, odczuwać niechęć do kogoś, kogo uważało się za przyjaciół? - Mężczyzna, nie potrafił się powstrzymać po tym, jak z jej umysłu, wyłapał jedno z najbardziej dominujących uczuć, przepełniających jego pierworodną w czasie przebywania w Zakonie.
- Zrobię wszystko, byle dowiedzieć się, kim teraz jestem - powiedziała w końcu, podnosząc głowę do góry, wciąż jednak siedziała na podłodze. - Nie obdarzę cię zapewne miłością, ale z pewnością wykażę się szacunkiem, na który zasługujesz, jako mój ojciec. Nie wiem, jak otrząsnąć się z tego snu, więc, tak po prostu, pozwolę się mu porwać. Niechęć, którą odczuwałam przy tych wszystkich ludziach... Chcę ją zrozumieć. Chce żyć z powinnością, z którą się urodziłam. Będę stać przy tobie, ojcze, by móc zaakceptować otoczenie, w którym się znalazłam. Może pewnego dnia, nauczę się czerpać z tego radość, a dziś, mogę ci jedynie obiecać, że sprawię, że będziesz ze mnie dumny i nigdy już, nie poczujesz się tak, jakby twoja córka była zdrajcą.
- Doskonale. Musisz być jednak świadoma, iż nawet jeśli traktuję cię pobłażliwie, to nie będę tolerował takie zachowania, jakie pokazałaś na wstępie. To niedopuszczalne. Kolejna ucieczka, będzie śmiercią, drogie dziecko. Jutro przedstawię cię wszystkim, jako moja córka. Zostanie to jednak okryte tajemnicą, a wiedzieć o tym, będą jedynie Śmierciożercy. Plan Dumbledore, który przedstawił mi dzisiaj Severus, ułatwi ci życie w Hogwarcie, podczas ostatniego roku. Wrócisz do Zakonu przed rozpoczęciem roku i będziesz robić to, czego oczekuje od ciebie ten starzec. Snape, podobnie jak pozostali, dowie się jutro, kim jesteś. Poinformuję go, jak będzie postępować. I co przekaże w Zakonie.
***
Draco, wyszedł za swoim ojcem, gdy ten, skierował się do swojego gabinetu, młody Malfoy, zatrzymał się na schodach, prowadzących na trzecie piętro. Pójście teraz do lochów, mogłaby się nienajlepiej skończyć - ani dla niego, ani tym bardziej matki.
- Cholera! - warknął, zaczynając schodzić na dół. Znajdował się na parterze, gdy naprzeciw niego, stanęła jego ciotka, Bellatrix, starająca się utrzymać ciało siostry. Nieprzytomna kobieta, wyglądała jak martwa. Z poszarzałą skórą, postrzępionymi ubraniami, zaschniętą krwią, znajdującą się na twarzy, szyi, rękach i brzuchu. Rozpuszczone blond włosy, były umorusane i mocno skołtunione. Wokół lewego nadgarstka, owijał się falisty szlaczek. Z rany, wciąż kapała świeża krew.
- Co się tak patrzysz?! Zawołaj kogoś, żeby pomógł nam ją przenieść! - wydarła się Lestrange, czując jak ogarnia ją coraz większa wściekłość. - I przynieś moją różdżkę! Jest w lochach - dodała podniesionym głosem, który zdążył już narobić hałasu w znaczącej części domu. Draco, czym prędzej poszedł do lochów. W przejściu do jednej z cel, minął się z Alecto, trzymającej się za krwawiące ramię.
- Co tu się dzieje? - zapytał Lucjusz, zwabiony narastającymi krzykami, roznoszącymi się po całej posiadłości. Widząc swoją żonę, którą starała się unieść Bellatrix, poczuł mimowolną ulgę. Podszedł do kobiety i przejął nieprzytomną Narcyzę. Jej klatka piersiowa, unosiła się nieznacznie do góry i opadała powoli. Serce biło rytmicznie. - Zawołaj skrzaty, Bello, zaniosę ją do sypialni. 
Mężczyzna, skierował się na wyższe piętra, podczas gdy Śmierciożerczyni, czekała na swojego chrześniaka.
- Następnym razem, zabiję ciebie i tą twoją siostrunię - syknęła Alecto, wychodząc z lochów. Lestrange, obdarzyła ją spojrzeniem pełnym pogardy.
- Nie będzie następnego razu - obiecała jej Bella, nie powstrzymując uśmiechu zwycięstwa. Odprowadziła kobietę wzrokiem, dokładnie obserwując, jak wchodzi do pokoju gościnnego, który zajmowała wraz z bratem. Żałosne, pomyślała Bellatrix, odbierając różdżkę.
- Co z matką? - zapytał Draco, ignorując krzyki, dochodzące zza drzwi, gdzie przebywał Czarny Pan i szlama Granger.
- Żyje. Powinna się obudzić jeszcze dzisiaj. Miranda, wciąż tu jest, więc Lucjusz, z pewnością, zapyta, czy nie mogłaby nieco przyśpieszyć jej powrotu do zdrowia - odparła ciotka, kierując się w stronę, tylko sobie znaną. Draco, stał nadal, patrząc, jak kobieta nagle przystaje i odwraca się do niego twarzą.
- Tak, to Granger, przyjaciółeczka Harrego Pottera, wydziera się tak niemiłosiernie - powiedział, nim kobieta, zdążyła zapyta o osobę, wydającą z siebie te agonalne dźwięki, które słyszał zapewne, każdy Śmierciożerca w posiadłości. Bellatrix, uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z tego i zniknęła w najbliższym korytarzu.
Tak, jak przewidziała jego ciotka, Narcyza odzyskała przytomność wieczorem, jakiś czas po kolacji.
- Głowa mnie jeszcze boli - powiedziała do męża, siedzącego przy jej łóżku. - To wszystko - dodała, uśmiechając się delikatnie.
- Draco sprowadził z powrotem tą szlamę. - Narcyza, puściła dłoń Lucjusza, którą trzymała odkąd się obudziła.
- Zrobił jej coś? - zapytała, obdarzając swojego syna jednym z najpiękniejszych uśmiechów. Draco, wszedł do sypialni rodziców. Widząc swoją matkę przytomną, uśmiechnął się leciutko, ledwie dostrzegalnie.
- Darła się, jakby ją obdzierał ze skóry - skwitował Lucjusz, pochylając się nad kobietą i całując ją w czoło. Wyszedł chwilę później. Narcyza, starała się powstrzymać łzy, napływające do jej oczu. Gestem ręki, poprosiła syna, by ten, podszedł i usiadł przy niej.
- A miało być już tylko lepiej - wyszeptała, przytulając do siebie syna. Przytulała go mocno i długo, aż oboje nie zasnęli.
***
Płynęła gęstym strumieniem. Swym ciepłem, oblewała zziębnięte ciała. To były jedynie chwile, obramowane identycznym kolorem. Kolorem chorej miłości, która ciągnie za sobą na najgłębsze dno. Zastygała na sinym ciele. Wypływała z rozwartych warg, spływała po brodzie i szyi, wyznaczając nowe ścieżki. Czyjeś dłonie, subtelnie rozmazujące krew na piersi. Szept, pozostawiający umysł ofiary w strzępach. Serce, zamierające, z każdym kolejnym pchnięciem i zastygłe łzy, spływające po policzkach. Delikatny dotyk na brzuchu, język, przejeżdżający po obojczyku. Krew, ściekająca po udach i chwiejących się nogach. Ciało, raz po raz, podciągane do pozycji stojącej. Szramy na biodrach. Sińce, zdobiące kobiece ciała. Myśli, krążące przy błogiej Śmierci, stojącej za oprawcą. Nieistniejące szczęście, będące jedynie iluzją. Egoizm, przytłaczający innych ludzi. To jedynie początek pięknego snu, przeradzającego się w krwawą batalię, na końcu której, nie znajdzie się upragnionego dobra. Bo coś tak przyziemnego, nigdy nie istniało. Ręce, zaciskające się w żelaznym uścisku na szyi. Zamazany wzrok, przerywany oddech; paraliż, rozchodzący się wraz z dreszczem bólu po zbesztanej skórze. Niema prośba, ukryta w zamglonych oczach. Pieśń, śpiewana przez zachłanną Śmierć, niespieszącą się z przybyciem. Palący dotyk, urywający szloch w połowie. Ostatnie szarpaniny w jednostronnym krzyku spełnienia. 
To wszystko, miało mieć miejsce już niebawem.
***
Gdy Severus Snape, znalazł się w siedzibie Zakonu, zbliżała się godzina dziewiętnasta. Przy stole w kuchni, siedział Harry Potter wraz z Ronem Weasleyem i jego siostrą, stawiającą właśnie dzbanek z herbatą na środku stołu, gdzie stały już dwa talerze, na których piętrzył się stos kanapek.
- Dobry wieczór – powiedzieli niemal natychmiast, widząc Mistrza Eliksirów, który nie raczył nawet odpowiedzieć, jedynie warknął coś niezrozumiałego pod nosem.
- Aż odechciało mi się jeść – mruknął Ron, aczkolwiek już po chwili, kończył drugą kanapkę z dżemem owocowym. Ginny, pokręciła z politowaniem głową, biorąc jedną kromkę z twarogiem i kierując się w stronę swojego pokoju.
- Severusie, ty już tutaj? Zebranie dopiero za trzy godziny – zdziwiła się Molly, widząc mężczyznę na korytarzu.
- Wezwij wszystkich już teraz! – syknął jadowicie Snape. Kobieta skinęła głową. Musiało coś się stać, pomyślała, biorąc garść proszku Fiuu. Najpierw skontaktowała się z mężem, który dalej nie wrócił z Ministerstwa. Podczas, gdy matka Rona i jego rodzeństwa, informowała wszystkich o zmianie godzinny spotkania, Severus, powrócił do kuchni, skąd wykurzył wszystkich jednym spojrzeniem.
- Idźcie do swoich pokoi i nie wychodźcie, zaraz będzie zebranie – powiedziała Molly, poganiając dzieciaki. – Posiedźcie z Hermioną i porozmawiajcie z nią, nie widziałam jej od rana – dodała jeszcze kobieta, nie słuchając nawet tego, co mają do powiedzenie.
- Nie powiedzieliście mamie, że Hermiona jest u siebie w domu?! – pisnęła cichutko ruda, zatrzymując się na schodach. Chłopcy, zarumienili się z zakłopotania.
Dokładnie o dziewiętnastej czterdzieści, wszyscy członkowie Zakonu, czekali, aż Snape, ich szpieg, powie, dlaczego nie mógł poczekać tych kilku godzin.
- Stało się coś, prawda, Severusie? – zagadnęła Tonks, ściskając pod stołem rękę swojego narzeczonego.
- I to nie byle co! – warknął mężczyzna. – Gdzie jest Granger? – zapytał się, patrząc się przy tym na Molly.
- Jak to, gdzie? Na górze. Mam po nią iść?
- To raczej nie możliwe, bo Draco Malfoy, przyprowadził dzisiaj ślepą pannę Granger na zebranie! Zapewne do tej pory jest katowane przez Czarnego Pana! Może w ogóle jest już martwa. Czy Złoty Chłopiec, nie jest w stanie upilnować ślepej siedemnastolatki?!
- Harry! – wykrzyknęli w tym samym momencie Albus i Molly. Albus ze spokojem, aczkolwiek głośno i donoście, podczas gdy Molly z widoczną wściekłością i złością, która ogarnęła ją doszczętnie. – Ronaldzie, ty także tu pozwól! – dodała, powstrzymując wybuch furii przy dyrektorze.
***
- Już wystarczy – powiedział w końcu Lord, kładąc rękę na ramieniu córki, która od paru godzin, w niewielkich odstępach czasowych, krzyczała i zdzierała sobie gardło, udając, że nie ominęła jej żadna kara za nieposłuszeństwo, którego się dopuściła. – Nie wyłaś tak przeraźliwie, nawet przy tym, jak torturowała cię Bellatrix. Chyba przesadziłaś. – Hermiona, zarumieniła się lekko. Te krzyki, pozwoliły jej wyładować całą swoją frustrację, chociaż ona sama, zdała sobie w pewnym momencie sprawę, że brzmi, jakby pozbawiano ją żywcem skóry, gwałcono, poddawano działaniem klątwy Cruciatusa i kazano własnoręcznie pozbawiać się kończyn - a to wszystko jednocześnie.
- To tak na wypadek, gdyby mieli ochotę na zdradę, niech wiedzą, co może ich spotkać – odparła cicho dziewczyna. Czuła, jak przez jej ciało, przechodzi prąd elektryczny, ciągnący za sobą falę przyjemnych dreszczy. – Też za tobą tęskniłam – powiedziała do Nagini, owijającej się wokół jej nóg.
- Odprowadzę cię do twojego pokoju. – Marvolo, obdarzył węża pojedynczym spojrzeniem. Zwierze, dość niechętnie, wyswobodziło Hermionę i zaczęło pełzać już w stronę komnat dziewczyny. – Miranda przebada cię jeszcze dzisiaj. Pojutrze już jej tu nie będzie i Snape, będzie odpowiedzialny za stan twojego zdrowia – oświadczył jej ojciec, kierując się niespiesznie na siódme piętro.
- Kto przygotuje mnie na jutrzejsze zebranie? – spytała, wspinając się ostrożnie po schodach. Całkiem niespodziewanie, pomyślała o czymś bardzo nieprzyjemnym. Było kilka spraw, o które chciała spytać Czarnego Pana już teraz.
- Przyślę jakiegoś skrzata, wątpię, abyś miała ochotę na przedwczesne spotkanie z Bellą. – Hermiona, pokiwała głową. Tak, spotkanie z Bellatrix, pragnęła przełożyć na później. Byłoby najlepiej, gdyby to „później” miało nigdy nie nastąpić. Kobieta, wyglądała na pokręconą. Albo raczej chorą psychicznie. Ona na pewno jest chora psychicznie, stwierdziła dziewczyna, przypominając sobie śmiech Lestrange.
- Dobry wieczór, panie – przywitał się jakiś Śmierciożerca, mijając Voldemorta na piątym piętrze. Towarzyszącą mu dziewczynę, całkowicie zignorował. Jego pan, uczynił to samo z nim, wciąż trzymając prawą dłoń, na ramieniu córki.
- Już prawie jesteśmy – powiedział jej, gdy byli już na półpiętrze, pomiędzy szóstym a siódmym piętrem.
- Czy… nie będzie ci wstyd, przedstawiać wszystkim swoją ślepą córkę? – zapytała w końcu, dręczona tą myślą. Lord, zatrzymał się z nią na najwyższym piętrze. Uścisk, stał się mocniejszy.
- Nie jesteś ślepa, tylko tymczasowo pozbawiona wzroku! – warknął Riddle i popchnął ją do przodu. – Severus coś wymyśli, inaczej sam będzie, jak to pięknie określiłaś, ślepy.
- I tak mi się to nie podoba – drążyła dziewczyna. – Nic nie będę widzieć, a przecież nie będziesz mnie cały wieczór trzymać za rączkę, jak to będzie wyglądać?! – jęczała nieznośnie Hermiona, idąc powoli przed siebie. Czarny Pan, powstrzymał cięte słowa, rozbrzmiewające w głowie. Uczył się przy swojej córce samokontroli. Tak, przebywanie z nią, mogło go czegoś nauczyć. Mogło, choć równie dobrze, mogło go także pozbawić resztek tej znikomej cierpliwości, którą dotąd posiadał.
- Zaprezentuję cię i opuszczę twoją skromną osobę dopiero wtedy, gdy zobaczę, że zyskałaś u wszystkich wystarczający szacunek. Wzbudzę trochę strachu, poprzeklinam sobie i każę na ciebie uważać, następnie oddam cię pod opiekę Lucjusza Malfoya, który, o to mogę się założyć, nie pozwoli, by ktokolwiek odezwał się do ciebie, bez twojego pozwolenia. Jeszcze jakieś pytania? – wypowiedział powoli Tom, starając się uspokoić.
- Co z Narcyzą? – zmieniła temat, czując w głosie ojca irytację, pogłębiającą się coraz bardziej. Skrzywiła się na wspomnienie Lucjusza Malfoya i tej prezentacji, która miała się odbywać następnego wieczoru, ale wolała to przemilczeć i spytać o to, co interesowała ją najbardziej.
- Właśnie! Narcyza… Nie powiedziałem ci jeszcze, że jest twoją chrzestną?       
***
Rozdział nie jest sprawdzony. Trochę dziwnie mi się to pisze, ale zaczęłam już pisać rozdział 12, który pojawi się 24 sierpnia. Mam już ułożony plan wydarzeń na najbliższe siedem rozdziałów - jestem z siebie taka dumna, chociaż nie wiem, co dalej... 
Postanowiłam, że Księga trzecia nie będzie miała więcej, niż 25 rozdziałów, a ostatnia część nie więcej, niż 10. Im mniej tym lepiej - większe prawdopodobieństwo, że to skończę.  

12 komentarzy:

Cavalla pisze...

Tak długo mam czekać na kolejny?!
Jak ja tęskniłam za twoją twórczością. Aż dziwnie mi się czytało nowy rozdział po poltora roku ;d
Ciekawe jak Snape przywróci jej wzrok.

Vil pisze...

Nie dałoby się coś zrobić z tą datą kolejnego rozdziału? To prawie trzy tygodnie, czy ty nie znasz litości? : D
Hermiona mogłaby już odzyskać wzrok, jestem ciekawa jak to sie stanie ;p
Ładny wystrój

Nieklasyfikowana pisze...

Nie narzekaj ; p Ciesz się, że w ogóle coś jest xD
Ciężko to nazwać twórczością, ale cóż... coś to na pewno jest ^ ^"
Tobie to się dziwnie czytało? A co ja mam powiedzieć? Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę ten rozdział : D
Co do tego wzroku... teraz żałuję, że to zrobiłam, to skomplikowało nieco sprawę, ale mam pewien - głupi - pomysł

Cavalla pisze...

no cieszę się, cieszę ;p
hahaha, no to czekam aż przedstawisz mi ten pomysł :D

Nieklasyfikowana pisze...

tym razem będziesz już musiała poczekać do ustalonego terminu. Mam dopiero kilka zdań napisanych ; p

Anonimowy pisze...

Jak ty możesz przerywać w takim momencie? >.<
Tak poza tym... Nie dałoby się coś zrobić z datą publikacji rozdziału 12? do 24 tak wiele dni jeszcze pozostalo

Arkazja pisze...

Aż do 24 mam czekać? Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie dłuuugi, skoro karzesz tyle czekać : )

Nieklasyfikowana pisze...

zbyt długi raczej nie będzie, nie chce mi się pisać niczego więcej, niż góra 5 stron w wordzie xD

Nieklasyfikowana pisze...

Mogę, mogę ; p
Nic wcześniej się nie pojawi - nie chce mi się niczego pisać xD

Nieklasyfikowana pisze...

Litość mówisz? xD Nie jestem na to zbyt okrutna ; p

kofeina pisze...

Z ta utrata wzroku to ja tez mam taki glupi pomysl - a mianowicie lzy feniksa. Moze sie przyda:-)

kofeina pisze...

Z ta utrata wzroku to ja tez mam taki glupi pomysl - a mianowicie lzy feniksa. Moze sie przyda:-)