Świat, napędza tylko jedno uczucie. To nienawiść, którą
można przeistoczyć w – niemalże – każde inne odczucie. Niczym wczorajszy sen,
wypełniony psychodeliczną żądzą; w każdym człowieku, ukryta jest cząstka
egoizmu, mimowolnie pchająca ludzi do wyborów, które mogą przynieść im
największy zysk. Bo wszystko, co może należeć do nas, traktujemy jak własność,
z którą czynimy to, co naprawdę pragniemy, a wszystko inne, co nie należy do
nas, pragniemy pogrzebać – to istota zazdrości.
Z każdym kolejnym śmiechem, dołączającym do poprzedniego,
robiło się coraz głośniej. Kolejne salwy, odbijały się echem, zatrzaskując w pętli
niekończących się drwin. Jeden głos, przekrzykiwał drugi, uniemożliwiając
rozpoznanie kogokolwiek, dzięki barwie tonacji. Wszystko za sprawą potknięcia,
które zaliczyła niewidoma dziewczyna, obecnie leżąca na ziemi, tuż przed
drzwiami. Lord Voldemort, uciszył całe towarzystwo, podnosząc nieznacznie prawą
rękę do góry. Pomieszczenie, obleciał cichy szmer - ostatecznie, wszystkie
komentarze, którymi zaczęli wymieniać się Śmierciożercy, zastały stłamszone
przez ostentacyjne syczenie węża, ułożonego przy miejscu, które zajmował Tom.
- Draco, w samą porę; prawie zapomnieliśmy o pannie Granger
- odezwał się, po raz pierwszy podczas dzisiejszego zebrania, Snape. Lucjusz,
wskazał synowi krzesło po swojej lewej stronie. Malfoy, odwrócił wzrok od ojca
i spojrzał na Voldemorta, wstającego ze swojego miejsca i kierującego się niespiesznym
krokiem w stronę Hermiony, która podniosła się z podłogi i - zapewne całkiem
nieświadomie - stanęła tyłem do wszystkich obecnych. Draco usiadł na wskazanym
krześle i omiótł salę jednym spojrzeniem. Bellatrix była nieobecna. Alecto
również, jego matka z resztą też. Następnego wieczoru, miało się odbyć główne
zebranie Kręgu, gdzie pojawią się poplecznicy Czarnego Pana z całego świata,
który zasłużyli na zaproszenie na CZEBP – czyli Coroczne Zebranie Ewidentnie
Beznadziejnych Przypadków. Całe spotkanie, przypominało mu stypę, na którą
wszyscy zbierali się kilko dni wcześniej, aby zająć wszystkie pokoje gościnne w
posiadłości i siedzieć w nich, czekając na jakiekolwiek zaproszenie ze strony
Lorda. Pragnęli zwrócić na siebie uwagę i zyskać przychylność Voldemorta,
aczkolwiek - ostatecznie - mogą go jedynie zobaczyć podczas umówionego
spotkania, na którym nie mają nawet okazji porozmawiać z nim dogłębniej. Draco,
spojrzał na ojca, który zaś nie odwracał oczu od wolnego miejsca po swojej
prawej stronie.
- Wyjdźcie stąd. Wszyscy. Ale już! - wykrzyknął
niespodziewanie Tom, unosząc się coraz bardziej. Śmierciożercy udali się do
swoich pokoi, bądź domów. Snape, odwrócił się za siebie, by móc zilustrować
sylwetkę dziewczyny, która odwróciła się w kierunku, z którego usłyszała głos Lorda.
Severus teleportował się do Zakonu. Jeszcze dziś musi poinformować Dumbledore,
że jego nowy plan, w którym dość dużą rolę odgrywała Granger, jest obecnie
niemożliwy do zrealizowania.
- To było bardzo nierozsądne, nie uważasz? - Hermiona,
poczuła jak jej ojciec, chwyta ją za szyję swoją lodowatą ręką. - Zdajesz sobie
sprawę z tego, że jeśli nie dokonasz wyboru w tej chwili, to nawet Nagini ci
nie pomoże? Cóż za irytująca dziewucha! - Tom puścił córkę, która upadła na
kolana. Wciąż milczała. Wiedziała, że jej myśli, zostały już dokładnie
przejrzane i sprawdzone. Zdała sobie również sprawę, że zuchwałość przy innych
Śmierciożercach, może ją drogo kosztować. Kierowała się ostatnio kaprysami,
które pojawiały się z nikąd i wzbudzały w niej pragnienia rzeczy, na które, tak
normalnie, nigdy by się nie zgodziła.
- Jak to jest, odczuwać niechęć do kogoś, kogo uważało się
za przyjaciół? - Mężczyzna, nie potrafił się powstrzymać po tym, jak z jej
umysłu, wyłapał jedno z najbardziej dominujących uczuć, przepełniających jego
pierworodną w czasie przebywania w Zakonie.
- Zrobię wszystko, byle dowiedzieć się, kim teraz jestem -
powiedziała w końcu, podnosząc głowę do góry, wciąż jednak siedziała na
podłodze. - Nie obdarzę cię zapewne miłością, ale z pewnością wykażę się
szacunkiem, na który zasługujesz, jako mój ojciec. Nie wiem, jak otrząsnąć się
z tego snu, więc, tak po prostu, pozwolę się mu porwać. Niechęć, którą
odczuwałam przy tych wszystkich ludziach... Chcę ją zrozumieć. Chce żyć z
powinnością, z którą się urodziłam. Będę stać przy tobie, ojcze, by móc zaakceptować
otoczenie, w którym się znalazłam. Może pewnego dnia, nauczę się czerpać z tego
radość, a dziś, mogę ci jedynie obiecać, że sprawię, że będziesz ze mnie dumny
i nigdy już, nie poczujesz się tak, jakby twoja córka była zdrajcą.
- Doskonale. Musisz być jednak świadoma, iż nawet jeśli
traktuję cię pobłażliwie, to nie będę tolerował takie zachowania, jakie
pokazałaś na wstępie. To niedopuszczalne. Kolejna ucieczka, będzie śmiercią,
drogie dziecko. Jutro przedstawię cię wszystkim, jako moja córka. Zostanie to
jednak okryte tajemnicą, a wiedzieć o tym, będą jedynie Śmierciożercy. Plan
Dumbledore, który przedstawił mi dzisiaj Severus, ułatwi ci życie w Hogwarcie,
podczas ostatniego roku. Wrócisz do Zakonu przed rozpoczęciem roku i będziesz
robić to, czego oczekuje od ciebie ten starzec. Snape, podobnie jak pozostali,
dowie się jutro, kim jesteś. Poinformuję go, jak będzie postępować. I co
przekaże w Zakonie.
***
Draco, wyszedł za swoim ojcem, gdy ten, skierował się do
swojego gabinetu, młody Malfoy, zatrzymał się na schodach, prowadzących na
trzecie piętro. Pójście teraz do lochów, mogłaby się nienajlepiej skończyć -
ani dla niego, ani tym bardziej matki.
- Cholera! - warknął, zaczynając schodzić na dół. Znajdował
się na parterze, gdy naprzeciw niego, stanęła jego ciotka, Bellatrix, starająca
się utrzymać ciało siostry. Nieprzytomna kobieta, wyglądała jak martwa. Z
poszarzałą skórą, postrzępionymi ubraniami, zaschniętą krwią, znajdującą się na
twarzy, szyi, rękach i brzuchu. Rozpuszczone blond włosy, były umorusane i
mocno skołtunione. Wokół lewego nadgarstka, owijał się falisty szlaczek. Z
rany, wciąż kapała świeża krew.
- Co się tak patrzysz?! Zawołaj kogoś, żeby pomógł nam ją
przenieść! - wydarła się Lestrange, czując jak ogarnia ją coraz większa
wściekłość. - I przynieś moją różdżkę! Jest w lochach - dodała podniesionym
głosem, który zdążył już narobić hałasu w znaczącej części domu. Draco, czym
prędzej poszedł do lochów. W przejściu do jednej z cel, minął się z Alecto,
trzymającej się za krwawiące ramię.
- Co tu się dzieje? - zapytał Lucjusz, zwabiony
narastającymi krzykami, roznoszącymi się po całej posiadłości. Widząc swoją
żonę, którą starała się unieść Bellatrix, poczuł mimowolną ulgę. Podszedł do
kobiety i przejął nieprzytomną Narcyzę. Jej klatka piersiowa, unosiła się
nieznacznie do góry i opadała powoli. Serce biło rytmicznie. - Zawołaj skrzaty,
Bello, zaniosę ją do sypialni.
Mężczyzna, skierował się na wyższe piętra, podczas gdy
Śmierciożerczyni, czekała na swojego chrześniaka.
- Następnym razem, zabiję ciebie i tą twoją siostrunię -
syknęła Alecto, wychodząc z lochów. Lestrange, obdarzyła ją spojrzeniem pełnym
pogardy.
- Nie będzie następnego razu - obiecała jej Bella, nie
powstrzymując uśmiechu zwycięstwa. Odprowadziła kobietę wzrokiem, dokładnie
obserwując, jak wchodzi do pokoju gościnnego, który zajmowała wraz z bratem.
Żałosne, pomyślała Bellatrix, odbierając różdżkę.
- Co z matką? - zapytał Draco, ignorując krzyki, dochodzące
zza drzwi, gdzie przebywał Czarny Pan i szlama Granger.
- Żyje. Powinna się obudzić jeszcze dzisiaj. Miranda, wciąż
tu jest, więc Lucjusz, z pewnością, zapyta, czy nie mogłaby nieco przyśpieszyć
jej powrotu do zdrowia - odparła ciotka, kierując się w stronę, tylko sobie
znaną. Draco, stał nadal, patrząc, jak kobieta nagle przystaje i odwraca się do
niego twarzą.
- Tak, to Granger, przyjaciółeczka Harrego Pottera, wydziera
się tak niemiłosiernie - powiedział, nim kobieta, zdążyła zapyta o osobę,
wydającą z siebie te agonalne dźwięki, które słyszał zapewne, każdy
Śmierciożerca w posiadłości. Bellatrix, uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona z
tego i zniknęła w najbliższym korytarzu.
Tak, jak przewidziała jego ciotka, Narcyza odzyskała
przytomność wieczorem, jakiś czas po kolacji.
- Głowa mnie jeszcze boli - powiedziała do męża, siedzącego
przy jej łóżku. - To wszystko - dodała, uśmiechając się delikatnie.
- Draco sprowadził z powrotem tą szlamę. - Narcyza, puściła
dłoń Lucjusza, którą trzymała odkąd się obudziła.
- Zrobił jej coś? - zapytała, obdarzając swojego syna jednym
z najpiękniejszych uśmiechów. Draco, wszedł do sypialni rodziców. Widząc swoją
matkę przytomną, uśmiechnął się leciutko, ledwie dostrzegalnie.
- Darła się, jakby ją obdzierał ze skóry - skwitował
Lucjusz, pochylając się nad kobietą i całując ją w czoło. Wyszedł chwilę
później. Narcyza, starała się powstrzymać łzy, napływające do jej oczu. Gestem
ręki, poprosiła syna, by ten, podszedł i usiadł przy niej.
- A miało być już tylko lepiej - wyszeptała, przytulając do
siebie syna. Przytulała go mocno i długo, aż oboje nie zasnęli.
***
Płynęła gęstym strumieniem. Swym ciepłem, oblewała zziębnięte
ciała. To były jedynie chwile, obramowane identycznym kolorem. Kolorem chorej
miłości, która ciągnie za sobą na najgłębsze dno. Zastygała na sinym ciele.
Wypływała z rozwartych warg, spływała po brodzie i szyi, wyznaczając nowe
ścieżki. Czyjeś dłonie, subtelnie rozmazujące krew na piersi. Szept,
pozostawiający umysł ofiary w strzępach. Serce, zamierające, z każdym kolejnym
pchnięciem i zastygłe łzy, spływające po policzkach. Delikatny dotyk na
brzuchu, język, przejeżdżający po obojczyku. Krew, ściekająca po udach i
chwiejących się nogach. Ciało, raz po raz, podciągane do pozycji stojącej.
Szramy na biodrach. Sińce, zdobiące kobiece ciała. Myśli, krążące przy błogiej
Śmierci, stojącej za oprawcą. Nieistniejące szczęście, będące jedynie iluzją. Egoizm,
przytłaczający innych ludzi. To jedynie początek pięknego snu, przeradzającego
się w krwawą batalię, na końcu której, nie znajdzie się upragnionego dobra. Bo
coś tak przyziemnego, nigdy nie istniało. Ręce, zaciskające się w żelaznym
uścisku na szyi. Zamazany wzrok, przerywany oddech; paraliż, rozchodzący się
wraz z dreszczem bólu po zbesztanej skórze. Niema prośba, ukryta w zamglonych
oczach. Pieśń, śpiewana przez zachłanną Śmierć, niespieszącą się z przybyciem.
Palący dotyk, urywający szloch w połowie. Ostatnie szarpaniny w jednostronnym
krzyku spełnienia.
To wszystko, miało mieć miejsce już niebawem.
***
Gdy Severus Snape, znalazł się w siedzibie Zakonu, zbliżała
się godzina dziewiętnasta. Przy stole w kuchni, siedział Harry Potter wraz z
Ronem Weasleyem i jego siostrą, stawiającą właśnie dzbanek z herbatą na środku
stołu, gdzie stały już dwa talerze, na których piętrzył się stos kanapek.
- Dobry wieczór – powiedzieli niemal natychmiast, widząc
Mistrza Eliksirów, który nie raczył nawet odpowiedzieć, jedynie warknął coś
niezrozumiałego pod nosem.
- Aż odechciało mi się jeść – mruknął Ron, aczkolwiek już po
chwili, kończył drugą kanapkę z dżemem owocowym. Ginny, pokręciła z
politowaniem głową, biorąc jedną kromkę z twarogiem i kierując się w stronę
swojego pokoju.
- Severusie, ty już tutaj? Zebranie dopiero za trzy godziny
– zdziwiła się Molly, widząc mężczyznę na korytarzu.
- Wezwij wszystkich już teraz! – syknął jadowicie Snape.
Kobieta skinęła głową. Musiało coś się stać, pomyślała, biorąc garść proszku
Fiuu. Najpierw skontaktowała się z mężem, który dalej nie wrócił z
Ministerstwa. Podczas, gdy matka Rona i jego rodzeństwa, informowała wszystkich
o zmianie godzinny spotkania, Severus, powrócił do kuchni, skąd wykurzył
wszystkich jednym spojrzeniem.
- Idźcie do swoich pokoi i nie wychodźcie, zaraz będzie
zebranie – powiedziała Molly, poganiając dzieciaki. – Posiedźcie z Hermioną i
porozmawiajcie z nią, nie widziałam jej od rana – dodała jeszcze kobieta, nie
słuchając nawet tego, co mają do powiedzenie.
- Nie powiedzieliście mamie, że Hermiona jest u siebie w
domu?! – pisnęła cichutko ruda, zatrzymując się na schodach. Chłopcy,
zarumienili się z zakłopotania.
Dokładnie o dziewiętnastej czterdzieści, wszyscy członkowie
Zakonu, czekali, aż Snape, ich szpieg, powie, dlaczego nie mógł poczekać tych
kilku godzin.
- Stało się coś, prawda, Severusie? – zagadnęła Tonks,
ściskając pod stołem rękę swojego narzeczonego.
- I to nie byle co! – warknął mężczyzna. – Gdzie jest
Granger? – zapytał się, patrząc się przy tym na Molly.
- Jak to, gdzie? Na górze. Mam po nią iść?
- To raczej nie możliwe, bo Draco Malfoy, przyprowadził
dzisiaj ślepą pannę Granger na zebranie! Zapewne do tej pory jest katowane
przez Czarnego Pana! Może w ogóle jest już martwa. Czy Złoty Chłopiec, nie jest
w stanie upilnować ślepej siedemnastolatki?!
- Harry! – wykrzyknęli w tym samym momencie Albus i Molly.
Albus ze spokojem, aczkolwiek głośno i donoście, podczas gdy Molly z widoczną
wściekłością i złością, która ogarnęła ją doszczętnie. – Ronaldzie, ty także tu
pozwól! – dodała, powstrzymując wybuch furii przy dyrektorze.
***
- Już wystarczy – powiedział w końcu Lord, kładąc rękę na
ramieniu córki, która od paru godzin, w niewielkich odstępach czasowych,
krzyczała i zdzierała sobie gardło, udając, że nie ominęła jej żadna kara za
nieposłuszeństwo, którego się dopuściła. – Nie wyłaś tak przeraźliwie, nawet
przy tym, jak torturowała cię Bellatrix. Chyba przesadziłaś. – Hermiona,
zarumieniła się lekko. Te krzyki, pozwoliły jej wyładować całą swoją
frustrację, chociaż ona sama, zdała sobie w pewnym momencie sprawę, że brzmi,
jakby pozbawiano ją żywcem skóry, gwałcono, poddawano działaniem klątwy
Cruciatusa i kazano własnoręcznie pozbawiać się kończyn - a to wszystko
jednocześnie.
- To tak na wypadek, gdyby mieli ochotę na zdradę, niech
wiedzą, co może ich spotkać – odparła cicho dziewczyna. Czuła, jak przez jej
ciało, przechodzi prąd elektryczny, ciągnący za sobą falę przyjemnych dreszczy.
– Też za tobą tęskniłam – powiedziała do Nagini, owijającej się wokół jej nóg.
- Odprowadzę cię do twojego pokoju. – Marvolo, obdarzył węża
pojedynczym spojrzeniem. Zwierze, dość niechętnie, wyswobodziło Hermionę i
zaczęło pełzać już w stronę komnat dziewczyny. – Miranda przebada cię jeszcze
dzisiaj. Pojutrze już jej tu nie będzie i Snape, będzie odpowiedzialny za stan
twojego zdrowia – oświadczył jej ojciec, kierując się niespiesznie na siódme
piętro.
- Kto przygotuje mnie na jutrzejsze zebranie? – spytała,
wspinając się ostrożnie po schodach. Całkiem niespodziewanie, pomyślała o czymś
bardzo nieprzyjemnym. Było kilka spraw, o które chciała spytać Czarnego Pana
już teraz.
- Przyślę jakiegoś skrzata, wątpię, abyś miała ochotę na
przedwczesne spotkanie z Bellą. – Hermiona, pokiwała głową. Tak, spotkanie z
Bellatrix, pragnęła przełożyć na później. Byłoby najlepiej, gdyby to „później”
miało nigdy nie nastąpić. Kobieta, wyglądała na pokręconą. Albo raczej chorą
psychicznie. Ona na pewno jest chora psychicznie, stwierdziła dziewczyna,
przypominając sobie śmiech Lestrange.
- Dobry wieczór, panie – przywitał się jakiś Śmierciożerca,
mijając Voldemorta na piątym piętrze. Towarzyszącą mu dziewczynę, całkowicie
zignorował. Jego pan, uczynił to samo z nim, wciąż trzymając prawą dłoń, na
ramieniu córki.
- Już prawie jesteśmy – powiedział jej, gdy byli już na
półpiętrze, pomiędzy szóstym a siódmym piętrem.
- Czy… nie będzie ci wstyd, przedstawiać wszystkim swoją
ślepą córkę? – zapytała w końcu, dręczona tą myślą. Lord, zatrzymał się z nią
na najwyższym piętrze. Uścisk, stał się mocniejszy.
- Nie jesteś ślepa, tylko tymczasowo pozbawiona wzroku! –
warknął Riddle i popchnął ją do przodu. – Severus coś wymyśli, inaczej sam
będzie, jak to pięknie określiłaś, ślepy.
- I tak mi się to nie podoba – drążyła dziewczyna. – Nic nie
będę widzieć, a przecież nie będziesz mnie cały wieczór trzymać za rączkę, jak
to będzie wyglądać?! – jęczała nieznośnie Hermiona, idąc powoli przed siebie. Czarny
Pan, powstrzymał cięte słowa, rozbrzmiewające w głowie. Uczył się przy swojej córce
samokontroli. Tak, przebywanie z nią, mogło go czegoś nauczyć. Mogło, choć
równie dobrze, mogło go także pozbawić resztek tej znikomej cierpliwości, którą
dotąd posiadał.
- Zaprezentuję cię i opuszczę twoją skromną osobę dopiero
wtedy, gdy zobaczę, że zyskałaś u wszystkich wystarczający szacunek. Wzbudzę
trochę strachu, poprzeklinam sobie i każę na ciebie uważać, następnie oddam cię
pod opiekę Lucjusza Malfoya, który, o to mogę się założyć, nie pozwoli, by
ktokolwiek odezwał się do ciebie, bez twojego pozwolenia. Jeszcze jakieś
pytania? – wypowiedział powoli Tom, starając się uspokoić.
- Co z Narcyzą? – zmieniła temat, czując w głosie ojca
irytację, pogłębiającą się coraz bardziej. Skrzywiła się na wspomnienie
Lucjusza Malfoya i tej prezentacji, która miała się odbywać następnego
wieczoru, ale wolała to przemilczeć i spytać o to, co interesowała ją
najbardziej.
- Właśnie! Narcyza… Nie powiedziałem ci jeszcze, że jest
twoją chrzestną?
***
Rozdział nie jest sprawdzony. Trochę dziwnie mi się to pisze, ale zaczęłam już pisać rozdział 12, który pojawi się 24 sierpnia. Mam już ułożony plan wydarzeń na najbliższe siedem rozdziałów - jestem z siebie taka dumna, chociaż nie wiem, co dalej...
Postanowiłam, że Księga trzecia nie będzie miała więcej, niż 25 rozdziałów, a ostatnia część nie więcej, niż 10. Im mniej tym lepiej - większe prawdopodobieństwo, że to skończę.
12 komentarzy:
Tak długo mam czekać na kolejny?!
Jak ja tęskniłam za twoją twórczością. Aż dziwnie mi się czytało nowy rozdział po poltora roku ;d
Ciekawe jak Snape przywróci jej wzrok.
Nie dałoby się coś zrobić z tą datą kolejnego rozdziału? To prawie trzy tygodnie, czy ty nie znasz litości? : D
Hermiona mogłaby już odzyskać wzrok, jestem ciekawa jak to sie stanie ;p
Ładny wystrój
Nie narzekaj ; p Ciesz się, że w ogóle coś jest xD
Ciężko to nazwać twórczością, ale cóż... coś to na pewno jest ^ ^"
Tobie to się dziwnie czytało? A co ja mam powiedzieć? Nie sądziłam, że kiedykolwiek napiszę ten rozdział : D
Co do tego wzroku... teraz żałuję, że to zrobiłam, to skomplikowało nieco sprawę, ale mam pewien - głupi - pomysł
no cieszę się, cieszę ;p
hahaha, no to czekam aż przedstawisz mi ten pomysł :D
tym razem będziesz już musiała poczekać do ustalonego terminu. Mam dopiero kilka zdań napisanych ; p
Jak ty możesz przerywać w takim momencie? >.<
Tak poza tym... Nie dałoby się coś zrobić z datą publikacji rozdziału 12? do 24 tak wiele dni jeszcze pozostalo
Aż do 24 mam czekać? Mam nadzieję, że nowy rozdział będzie dłuuugi, skoro karzesz tyle czekać : )
zbyt długi raczej nie będzie, nie chce mi się pisać niczego więcej, niż góra 5 stron w wordzie xD
Mogę, mogę ; p
Nic wcześniej się nie pojawi - nie chce mi się niczego pisać xD
Litość mówisz? xD Nie jestem na to zbyt okrutna ; p
Z ta utrata wzroku to ja tez mam taki glupi pomysl - a mianowicie lzy feniksa. Moze sie przyda:-)
Z ta utrata wzroku to ja tez mam taki glupi pomysl - a mianowicie lzy feniksa. Moze sie przyda:-)
Prześlij komentarz