czwartek, 2 sierpnia 2012

Księga druga - rozdział 4


Po wczorajszym wydarzeniu, wstałam dziś pełna życia. Ucałowałam na dzień dobry mojego narzeczonego i odsłoniłam rolety sypialni. Powitałam słońce moim promiennym uśmiechem - niestety, chwilę później niebo zasłoniły czarne chmury. Wzruszyłam ramionami, ubrana w swój nowy komplet bielizny, skierowałam się do łaźni. Zrobiłam sobie porządną warstwę makijażu, a na opalone ciało narzuciłam króciutką sukieneczkę o lawendowym odcieniu. Klasnęłam uradowana w dłonie i udałam się do salonu. Skrzaty na MÓJ rozkaz, przyniosły tacę z tofu i żytnie grzanki - muszę w końcu o siebie dbać, nie? Po skonsumowaniu posiłku, przeniosłam się za pomocą proszku Fiuu. Posłałam urocze uśmieszki wszystkim, którzy znaleźli się w moim zasięgu. Jako, że znów nie udało mi się dostać do garderoby, musiałam przejść parę przecznic i odnaleźć budynek pisma Modna Czarownica - miałam znaleźć się na okładce w najbliższym tygodniu! Łiiiii! Jestem taka podniecona, jak wtedy, gdy Draco przysłał mi kontrakt małżeński - normalnie się rozpływam! W końcu ma się te dziewiętnaście lat, nie? To trzeba mieć nie tylko piękną twarz, cudowną sylwetkę, ale również rozum! Takiej inteligencji zazdrości mi sama Hermiona Riddle. Ach! Dochodzi jeszcze ten dar przekonywania - w końcu dzień wcześniej oddała mi chłopaka. W dodatku, próbowała sobie wmówić, że nie jest jej wart. Cóż… Nawet jeśli tak, to mnie jest jak najbardziej wart. W końcu mam na imię Anna - córka papy, który jest w świecie Magii… E? Kimś ważnym, no! Ważne, że jestem z pochodzenia pół francuską, a pół Australijką. Takiej cery, jaką ja mam, nie posiada nikt - nawet fluid nie osiągnie takiej doskonałości, jak ja! Dlatego właśnie praca modelki tak mi odpowiada. Pełno ludzi lata przy mnie doceniając mnie i mój talent w postaci urody - może to kogoś zdziwi, ale uroda zdecydowanie zalicza się do talentów. W końcu, nie każdy może zajść tak wysoko jak ja.
- Żona Dracona Malfoya.
- Córka papy.
- Modelka i twarz Modnej Czarownicy.
- Bardziej urokliwa, niż Hermiona Riddle.
- Ładniejsza, niż Hermiona Riddle.
- Milsza, niż Hermiona Riddle
- ŻYWSZA, niż Hermiona Riddle.
Jeju, jakie ona musi mieć kompleksy, że nie jest mną. Musi zadowalać się brakiem świadectwa ukończenia szkoły, brakiem urody i Weasleyem - życzę udanego związku. Nie każdy jest z rodziny patologicznej - ona z pewnością się z takiej wywodzi. Założę się, że Czarny Pan pomylił córki, bo nie wierzę, że ona naprawdę ma w sobie czystą krew. Kto wie, może to ja jestem potomkinią samego Salazara Slytherina…
- Anna, złotko, przestań bujać w obłokach. - Zatrzepotałam rzęsami. Przede mną stał fotograf. Westchnął widzą mnie i popchnął w stronę wizażystki.
- Więcej pudru. Więcej, powiedziałem! – Kaszlnęłam, czując jak proszek dostał się do mojego przełyku. Przy okazji kichnęłam. W tym czasie, Samanta pozbawiła mnie sukienki. Stałam przed lustrem w seksownej bieliźnie.
- Chyba przytyłaś. Stań na wagę, proszę. - Różdżką wyczarowała mugolskie urządzenie - jedno z niewielu, które było naprawdę pożyteczne.
- Cholera - warknęła blondynka. - Schudłaś kolejne dwa kilogramy i zmarchy ci się porobiły. Musisz przytyć do następnej sesji. Mężczyźni nie lubią anorektyczek - fuknęłam. Jak ona śmie obrażać moje idealne ciało?! Te krągłości, wcięcia… Zero szacunku dla artysty.
- Więcej pudru! Więcej! - Skrzywiłam się. Jak oni mogli tak mnie tuszować, e?
- No co ja, kurwa powiedziałem? Nie chce widzieć tego pieprzyka na policzku! Wygląda jak wielki, obrzydliwie, nabrzmiały pryszcz! Anna, złotko, będziesz musiał się go pozbyć. Szpeci twoją buźkę, no! - Pisnęłam. Jak pryszcz? To chyba jakieś żarty… Boże, jak tylko Draco to usłyszy, rozwiedzie się ze mną! Nie mogę na to pozwolić, nie teraz gdy zyskałam błogosławieństwo Hermiony Riddle! Oni nie mogą ze mną pogrywać. Muszę zacząć ich ustawiać, tak jak Riddle robiła to w Hogwarcie.
- Franki, jak możesz? To nieodzowna część urody francusko-australijskiej! - Uniosłam dumnie głowę i ułożyłam się na sofie do zdjęć. Fotograf był wyraźnie niezadowolony, ale milczał. O to chodziło!
- Rozbierz się.
- E?
- Ściągnij bieliznę.
- Co, proszę?
- Mówiłem ci tydzień temu, że zrobimy parę fotek do mugolskie gazety dla mężczyzn. Trzeba wykorzystywać twoje atuty, póki je jeszcze posiadasz. Następnie zajmiemy się magicznymi zdjęciami. Samanta dobiera ubranie w garderobie. – Z ociąganiem ściągnęłam z siebie bieliznę. Nawet Draco nie widział mnie nagą. Razem postanowiliśmy, że zrobimy to dopiero po ceremonii ślubnej… Ale praca, to praca! Czułam się trochę skrępowana, ale w końcu wciąż byłam dziewicą. Położyłam się w wyznaczonym miejscu i patrzałam jak mugolski aparat z fleszem pstryka.
- Uśmiechnij się! - Posłałam piękny uśmiech w stronę obiektywu. –Świetnie! Wyraź się! Pokaż pazur, dzikość, którą możesz mieć w środku! Albo nie! Zgrywaj nieprzystępną. Proszę o figlarny uśmieszek! Co ja powiedziałem? Więcej entuzjazmu! - Tak minął mi cały dzień, a konkretniej jego trzy godziny. Po dokładnym przestudiowaniu fotografii, zamknęłam się w garderobie. Tam Samanta zrobiła mi makijaż, wybrała nową sukienkę… Wyszłam centralnie odświeżona! W dodatku pachniałam jaśminem!!!! Mój ulubiony kolor, zapach, smak, dotyk… I co tam się jeszcze da, no!
Zgrabnym krokiem, opuściłam  budynek mojej pracy. Z WIELKIM uśmiechem, skierowałam się na dzielnicę czarodziejów. Tak usadowiłam się w jednej z magicznych kafejek i zamówiłam kawę bez cukru - cukier tuczy, ale kofeina jest mi potrzebna do życia. Zatopiłam usta w gorzkim płynie. Połknęłam te fusy, gluty, czy co to miało być i od razu poczułam tego kopa! Ach! Z jeszcze większym entuzjazmem, skierowałam się na zakupy! Cała w skowronkach weszłam do mugolskiego centrum - co jak co, ale tylko ci plugawi ludzie, znali się na modzie, którą ja preferuję.  
Wychodziłam właśnie ze sklepu z bielizną - jej nigdy nie mało - gdy podleciała do mnie sowa z pracy. Uradowana odpakowałam kopertę. Jak ja kocham te korespondencje. Tyle komplementów mi sławią.
„ Droga Anno! Wydaje mi się, że przechodzisz okres dojrzewania z opóźnionym stadium. Nie martw się, to zdarza się ludziom z taką dawką inteligencji. Wybacz, ale z tobą nie da się pracować. Wyrzuty, protest, prychnięcia - tu nie ma na to miejsca, złotko! Nowa twarz Modnej Czarownicy została wybrana dokładnie dziesięć minut temu. Chcesz pogratulować Astorii? Jest młoda, piękna z odpowiednimi kształtami, a co najważniejsze - posłuszna. Wybacz, kochanie, ale spadłaś na samo dno! Oczywiście twoje zdjęcia toples bardzo się podobały innym i zostaną opublikowane.
PS
Astoria ma siedemnaście lat i jest bez jakiś dodatków pieprzykowatych!”
***
- A tobie, co? - Zaniosłam się jeszcze większym płaczem. Jak to możliwe, żeby mnie wywalili?! Dupa, sama odeszłam, ale nie chciałam być niemiła i nie powiedziałam im tego prostu w twarz, tak! Sama napisałabym odwołanie. Ktoś, kto mnie nie docenia i nie wielbi, nie zasługuje na moją uwagę, czy szacunek. Rzuciłam się na szyję mojego narzeczonego. Oplotłam go nogami w pasie i nie zamierzałam puścić. Moje skarbeńki…
- Kocham cię - wypaliłam nagle. Przytulił mnie, ale nie odpowiedział. Jeszcze nigdy nie odpowiedział - nie oczekiwałam tego. Ważne, że był. Moja miłość wystarczy za nas dwoje. Niezależnie od wszystkiego. Niezależnie.
- Wywalili mnie z pracy - dodałam po chwili ciszy.
- Świetnie - warknął Draco. Spuściłam wzrok. Taki wstyd, taki wstyd…
- Dałaś się tak po prostu wywalić? - zaczął nagle blondyn. Wow. Jakie on ma piękne oczy. Szare… Wzruszyłam ramionami. A co niby miałam zrobić, kurwa? Chyba, że…
***
- Nie wierzę, że mnie wywaliłeś! - Wpadłam na plan zdjęć, jak oszalała. Ja się nie dam!
- Zrozum, starość nie radość. Tego nie da się podziwiać. - Zabuzowało we mnie. Halo? Mam dziewiętnaście lat, dziewiętnaście! Dwa lata temu ukończyłam szkołę, nie? Niby ja jestem stara? A on? Mumia, czy jak szło temu debilowi, co dał się zawiązać papierem toaletowym w kiblu. Żałosne - te filmy w tym ruchomym pudełku są po prostu żałosne. Mogli by nagrać Tele-dramę ze mną w roli głównej – Tele-drama, czy telenowela, jak to szło? Ech, to mnie przerasta.   
- Kochana, twoje przebłyski „inteligencji” nie dają nam pracować.
- Ja nie jestem głupia!
- Nie ująłem tego w ten sposób…
- Ale próbowałeś! Phi! Co ja pieprzę, ty to powiedziałeś w sensie dla tych bardziej inteligentniejszych! Ja nie jestem głupia! Wiem, co to pytanie retoryczne!
- No, proszę o definicje.
- Wszelkie komentarze wzięte pod cenzurę.
- Co, złociutka?
- Ja nie jestem głupia!
***
Nie jestem głupia - myślę tylko wolniej od innych - ot cała prawda. Draco zdaje sobie z tego sprawę, popiera mnie. Podobnie jak i cała reszta. Założę się, że nawet Riddle, stanęłaby po mojej stronie. Może gdyby nie była taka narwana to byśmy się zaprzyjaźniły… Mogłaby mi malować paznokcie, przynosić jedzenie do łóżka, podczas imprez telefonicznych, do tego nosiłaby moje torby na zakupach! Marzenia są piękne, szczere - a do tego się spełniają! Jeśli jesteś oczywiście mną, Anną. Związałam czarne loki w kucyka. Na nagie ciało, nałożyłam koszulę nocną i udałam się do sypialni. Zasnęłam od razu. Nie zatłaczała mnie nawet myśl, że Draco nie wrócił jeszcze z pracy.
„Było mi bardzo zimno. Moje ciało trzęsło się jak galaretka, którą ważyły skrzaty, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Pamiętam dokładnie, że ten deser składał się z tęczowej galaretki o rozmaitych smakach owoców. Wzdrygnęłam się. Las był ciemny, liście szumiały pod wpływem wiatru, a rosa na trawie łaskotała moje nogi. Objęłam dłońmi ramiona. Czułam jak strużki potu, spływają po moich skroniach. Dreszcz przebiegł mi po plecach, a ja pisnęłam. Złoty piorun przeciął niebo - nieco rozjaśnił mi otoczenie. Serce dostawało palpitacji, a w oczach stawały łzy strachu.
- Głupia - echo donośnie rozprzestrzeniało się po lesie. Źrenice mi się rozszerzyły. Zawyłam, skuliłam się na trawie.
- Ja nie jestem głupia!- krzyknęłam. Nie jestem. Nie jestem głupia, nigdy nie byłam. Jestem idealna. Jedyna ,prawdziwa, idealna…”
Poderwałam się jak oparzona z łóżka. Odwrócony do mnie plecami, spał Draco. Położył się w koszuli i spodniach - musiał wrócić niedawno. Zbyt zmęczony by się rozebrać. Uśmiechnęłam się. Na pewno się cieszy, że będziemy teraz spędzać razem więcej czasu. Może wybierzemy się na jakąś kolację tylko we dwoje… Albo spędzimy wspólnie czas, spacerując po parku - moglibyśmy się trzymać za ręce. W jego oczach byłoby coś więcej, niż szarość…
- Ja nie jestem głupia - wyszeptałam. Zakryłam usta dłonią. Powiedziałam to mimowolnie, w chwili, w której myślałam o moim narzeczonym. Wzdrygnęłam się.
Położyłam się ponownie w łóżku. Opatuliłam kołdrą i przytuliłam do pleców blondyna. Poczułam jak napiął mięśnie - nie spał, ale pierwszy raz mnie nie odepchnął. Nie zrobił tego…
Uradowana, zasnęłam.
***
Ale, gdy ponownie podniosłam powieki, jego już nie było. Zegar widzący na ścianie, wskazywał jedenastą w południe. Przeciągnęłam się niemrawo. Wciąż przykryta kołdrą, wstałam na nogi.
- Ała - warknęłam. Leżałam na dywanie zwiniętą w kokon, który stworzyła pościel. Usilnie starałam się rozplątać. –Draco! Draco, do cholery! Pomocy! - zawyłam. Zrezygnowana położyłam się na podłodze. Musiałam czekać dłuższą chwilę, zanim jakiś skrzat, dostrzegł mnie zwiniętą przed otwarte drzwi.
***
„Od paru godzin, nie mamy żadnych wieści, dotyczących Hermiony Riddle - niegdyś przyjaciółka Pottera, dzisiaj zło gorsze, niż sam jej ojciec. Widać, po kim odziedziczyła geny i parę innych dodatków. Ludzie obawiają się kolejnych ofiar - to może być każdy. Zwłaszcza, że dziewczyna zabija nawet dawnych zwolenników. Nas, jednak intryguje coś innego - przed dwa lata, nie dawała znaku życia. Ministerstwo ma w najbliższych planach, odkopanie jej grobu. Muszą być pewni swojego oprawcy.
Wszyscy znaliśmy ją jako małą, słodką dziewczynkę, przyjaciółeczkę Harrego Pottera i najlepiej zapowiadającą się absolwentkę Hogwartu. Hermiona (Granger,) poznała prawdę pod koniec szóstego roku. Niektóre źródła donoszą również, że brała udział w zamachu na Albusa Dumbledora.”
Wyrzuciłam za siebie gazetę. Od tego czytania oczy mnie rozbolały. Uzdrowiciel zalecił im odpoczywać, a wiec tak będzie. Mogłyby jeszcze stracić ten piękny kolor chabru! Tego bym sobie nigdy nie wybaczyła. Nigdy. Moje duże, piękne oczy, ciemne jak atrament…  
Wyjęłam z kieszeni przenośne lustereczko. Upewniłam się, czy aby makijaż się nie rozmazał i wyszłam z posiadłości. Postanowiłam, że odwiedzę starą znajomą. Teleportowałam się do SPA - wytniemy oczywiście to, że przywaliłam w szybę…
Te linie teleportacji są coraz bardziej zatłoczone.
***
- No nie mów!
- Tak powiedziała?!
- Nie wierzę, że tak postąpił. – Rozkoszowałam się przyjemnym masażem. Obok mnie leżała Pansy Parkinson. Cała sala była ogromna. Wiele kobiet leżało na leżakach, a maseczki na ich twarzach oczyszczały ich pory. Niektórej rozkoszowały się jacuzzi z bąbelkami, a inne leżały w basenie z kieliszkiem ognistej w dłoni.  Moja towarzyszka, miała przymknięte oczy, a jej długie, proste włosy opadały na ramiona. Westchnęła. Dłonią poprawiła kosmyk, który opadł na jej czoło. Niespodziewanie pisnęłam. Masażystka przestała mnie tłuc po plecach, a Pansy otworzyła zdziwiona oczy.
- Zaręczyłaś się! - Usiadłam i machnęłam w stronę kobiet, żeby zostawiły nas same. Moja przyjaciółka również usiadła.
-Tak, wiesz, Not po śmierci ojca stał się jakiś taki śmielszy - posłała mi promienny uśmiech. Gdyby nie to, że miała strasznie płaską twarz, to pewnie byłaby nawet ładna - oczywiście nie tak jak ja, ale na pewno byłaby bardziej atrakcyjna…
- Gratulację, kiedy ślub?
- Wiesz, chcemy się pobrać na wiosnę. Zima w Anglii jest straszna. - Jakby na potwierdzenie swoich słów, dostrzegłam, że na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Straszna?
-Tak. Cały czas pada śnieg, ale mimo tego na ziemi nie można dostrzec żadnej zaspy śnieżnej. Deszcz zamienia wszystko w pluchę. - Posłała mi wredny uśmiech, który pełen był wyższości.
***
Jak poparzona, wleciałam do willi. Z grymasem na twarzy, rozsiadłam się w głównej jadalni. Rozsiadłam się wygodnie w jednym z foteli. Uparcie wpatrywałam się w kominek. Kazałam skrzatom zrobić coś dobrego do zjedzenia. Do tego miały rozpalić ogień w kominku i nalać mi ognistej do szklanki. Rzadko piłam - robiłam to tylko w krytycznych sytuacjach. A teraz byłam wściekła - czyli najlepsza okazja, żeby się napić. Siedziałam tak długo. Nie liczyłam godzin, tykanie zegara robiło to za mnie. Uparcie wbijałam paznokcie w udo. Za oknem widziałam księżyc, chowający się za gwiazdami. Zacisnęłam usta w wąską linię.
- Ja nie jestem głupia - powiedziałam do samej siebie nie mogąc już znieść ciszy. Słysząc trzask w holu, poderwałam się na równe nogi. Korytarz był słabo oświetlony, Draco zapewne nie chciał obudzić skrzatów, które nocowały w składziku pod kuchnią.
- Jak było w pracy? - zagadnęłam. Podskoczył.
- Co ty, kurwa robisz? - warknął i zaczął się kierować na górę. Skrzyżowałam ręce na piersi. Szłam dumnie za nim.
- Musimy pobrać się wcześniej.- Zatrzymał się.  

Brak komentarzy: