Jej serce zabiło, a następnie zamarło, powieki ociężale
zakryły zamglone oczy. Miranda zaczęła drżeć, jednakże wciąż, usilnie próbowała
przywrócić sercu rytm. Desperacko motywowała się obrazem swojego syna. Zdawało
się, że pogrąża ją Snape. Ten ze spokojem odmierzał dawki eliksirów, które
wcierał w jej skórę przez bandaże i wylewał je bezpośrednio na rany.
Kobieta zagryzła wargi.
Głupia szlama, krzyczał Severus w myślach, jedynie
przeklinał na głos. Zabini pochwyciła swoją różdżkę, którą położyła na stoliku,
na którym leżały medyczne przyrządy i wyczarowała mugolską kroplówką. Uparcie
starała się wpiąć igłę w żyłę przy nadgarstku. Jej świat zalewał się łzami -
cholernie bała się śmierci. Gdy w końcu ją podpięła, wróciła do masażu serca.
Dokładnie po siedmiu minutach przestała.
Opuściła komnatę pana, zostawiając w niej samego Snape’a.
Biała jak kreda, udała się, aby poinformować Czarnego Pana o zgonie.
***
Ale tam nie weszła. Nie dała rady. Oparła się plecami o
ścianę naprzeciwko drzwi. Bezczynnie wsłuchiwała się w stukoty. Dłoń
przyciskała do klatki piersiowej. Zaczęła się kołysać. Trwała tak; długo.
Nie powiedziała, po prostu wróciła pod drzwi komnaty, za
którymi znajdowała się jej mętna przyszłość.
***
Czarny Pan miał wiele godzin, aby przeanalizować wszystko.
Gładził po pyszczku Nagini, pustym wzrokiem mijał korytarze. Nie mogąc dłużej
znieść tego wszystkiego, udał się do swojego pokoju, aby zobaczyć córkę. Tak,
córkę. Poznał ją, dzięki znamieniu, które ujawniało się ze stycznością z jego
różdżką. Myślał, że umarła, że Jean naprawdę mu ją odebrała. Pogodził się z
faktem, że stracił coś tak cennego, ale czuł, że obecnie znów to traci. Nie
znał Hermiony - nie zdążył. Na samą myśl, że coś mógł jej zrobić, że prawie ją
zabił…
Minął skuloną przed drzwiami Mirandę, nawet jej nie
zauważył. Warga mu zadrżała, gdy dostrzegł plamy krwi na białej pościeli i
ciało. Sine, drętwe ciało. Nagini podpełzła do łóżka i wślizgnęła się na nie z
sykiem. Ułożyła się nad głową dziewczyny i syczała, przemawiała do niej, ale
tak cicho, że nikt tego nie słyszał. Snape, siedział na krześle.
- Co z nią? - Tom rzucił cierpkie spojrzenie Severusowi.
- Udało mi się przywrócić rytm sercu, ale nie przeżyje nocy,
prawdopodobnie.
- Wyjdź.
***
I wtedy zaczęła się najbardziej desperacka rozmowa w jego
życiu.
- Witaj, Hermiono… Gdybym wiedział od początku… nie
zrobiłbym ci krzywdy, nie pozwoliłbym na to, dziecko. Jesteś moją córką, wiesz?
Nienawidzisz mnie, to oczywiste. Przykro mi, że nie było cię ze mną od
początku. Wszystko przez twoją matkę. Jane chciała cię oddać po urodzeniu
Dumbledore’owi na pewną śmierć. Ubzdurała sobie, że po to właśnie jesteś. Zabiłem
ją, bo ciebie kochałem bardziej. Wybacz, że nie widziałem jak dorastasz.
Przepraszam, że nie było mnie przy tobie. Tak mi przykro… Ci mugole dobrze cię
traktowali? Nie podnosili na ciebie głos? Kochali cię? Czy ty ich kochałaś?
Skarbie, jestem przy tobie. Nie odchodź, bo już za tobą tęsknię. Nie mogłem ci
pokazać, jaki jestem naprawdę. Jeśli teraz umrzesz, nigdy się nie dowiesz
prawdy. Chciałbym pokazać ci tak wiele. - Usiadł na fotelu, który przystawił do
wielkiego łóżka, na którym spała dziewczyna. Ujął jej dłoń i z niesmakiem
patrzył, jak zachodzi słońce.
- Nagini cię polubiła. Od razu, mówi, że bardzo by chciała z
tobą porozmawiać. Z pewnością też potrafiłabyś z nią rozmawiać, choć
niekoniecznie zdajesz sobie z tego sprawę. Nie masz jeszcze siedemnastu lat, ale
gdy tak patrzę to widzę twoje podobieństwa. Gdybyś przeżyła, a przeżyjesz, wierz
mi, to czy choć postarasz się mnie zrozumieć? Dasz szansę? Mówię sam do siebie,
gratulacje Tom. - Ścisnął jej dłoń mocniej. W skupieniu, wsłuchiwał się w syczenie
węża, kroplówkę i darcie się Śmierciożerców w posiadłości.
***
- Synu, zachowuj się,
proszę ciszej. - Do pokoju młodego Malfoya weszła Narcyza. Była spochmurniała,
a śnice pod oczami i ból były widoczne na jej bladej twarzy. Blond kosmyki
opadały na jej czoło.
- Dobrze, dobrze, matko - warknął Draco. Kobieta wyszła i
zatrzasnęła za sobą drzwi. – Polewaj, Blaise - dodał. Jego przyjaciel
zachichotał i napełnił ich szklanki Ognistą.
- To ostatnia szklanka, Smoku - powiedział Zabini, już
całkiem poważny upił łyk ze szklaneczki.
- A to czemu?
- Moja matka tu jest. Zanim znowu wyjdzie, chciałbym z nią
porozmawiać. Ostatnio w ogóle nie wychodzi z tego Munga. - skrzywił się. Blondyn
pokiwał ze zrozumieniem głową i rozłożył się na swoim łóżku. Diabeł siedział na
dywanie i opierał nogi o sąsiedni fotel. Byli z lekka wstawieni - jakieś
półtora tygodnia temu wrócili z Hogwartu i ostro odpijali. Przez cały tydzień
nie ruszali się z Malfoy Monor. Pili i pili, na zmianę z jedzeniem i
naśmiewaniem się ze wszystkiego. Niezmiernie łatwo jest być Ślizgonem - choć są
pewne sprawy, które przytłaczają.
***
I wtedy to do niego dotarło. To dziecko było jego słabą
stroną, która ujawniła się dopiero teraz - gdy dochodził do władzy po trupach,
gdy był bliski celu. Gdy od zabicia Pottera, dzieliła go wąska linia czasowa.
To tylko dziecko, zabije ją, tak czy tak umrze. Umrze, musi. Bladą dłoń
zacisnął na krawędzi łoża. Różdżkę miał skierowaną w stronę dziewczyny. Pusty,
wpatrywał się w jej twarzyczkę, po której spływały stróżki krwi i potu. Nie
czuł jeszcze tego obowiązku. Choć z początku starał się to sobie wmówić. Ach, ona umrze. Snape tak powiedział. Z
resztą, co z tego, że by jakimś cudem jednak wytrwała? Byłaby ślepa,
niepotrzebna. Jak zawada. Nic nie warte ścierwo, jak matka. Tyle samo warta, co
ona. Kretynki, które nie rozumieją, że podział na dobro i zło nie istnieje. Na
cholerę mu to wszystko? Wrażeń mu nie dość. Jakoś łatwiej było mu to wszystko
przełknąć, gdy utrwalał się w przekonaniu, że jego córka nie żyje. Wszystko pieprzy
się w najmniej odpowiednim momencie. Czasem mógłby go ktoś zapytać o zdanie.
Schował różdżkę. Z usta Hermiony wyciekła krew. Spływała po
brodzie i szyi, stawała się coraz grubsza. Rozwarła lekko wargi i zaczęła się
krztusić. Nagini, która uparcie wlepiała ślepia w twarz dziewczyny, syknęła.
Riddle nawet się nie ruszył.
- Zaraz się udusi - wysyczał wąż. Tom mimowolnie podszedł
bliżej. Kciukiem starł krew z jej twarzy. Westchnął i chwycił ją za ramię,
energicznym ruchem podciągnął ją do pozycji siedzącej. Dziewczyna splunęła na
pościel szkarłatem, a następnie opadła wątle na poduszkę. Oddychała ciężko.
Odzyskała przytomność. Intensywnie mrugała oczami, a dłonie przykładała do
klatki piersiowej. Uparcie wbijała palce w dziurę. Czuła piekący ból. Przeszywał
ją całą.
- Boli - wyczytał z delikatnych ruchów jej warg. Hermiona
zdrętwiała, wokół jej ręki owijała się Nagini.
- Nie zrobi ci krzywdy - powiedział Voldemort swoim
naturalnym, cierpkim głosem. Nie słuchała go. Opuszkami palców dotykała swoich
zsiniałych powiek.
- Nie widzę! - Z jej krtani wydobył się jęk, który usilnie
miał przypominać głośny krzyk.
***
- Ron! Uspokój się, Hermiona na pewno żyje!
- Tyy... To wszystko twoja wina!
- Gratulacje Ron, znów wszystko jest moją winą.
- A czegoś się spodziewał? Zabiliśmy ją! Nie rozumiesz!?
Krzyczałem, żebyś ją łapał! - Ubrudzeni, umorusani, głodni i zziębnięci. Do
tego dochodziła już setna tego dnia kłótnia o rutynowym temacie. Nic tak nie
ogrzewa jak gniew, czyż nie? Byle nie osobista wina, ktoś inny… Drugi dzień z
rzędu tracili na kłóceniu się, co powinni teraz zrobić. Ron trwał uparcie przy
tym, że Potter zmarnował mu życie. Harry nie odpuszczał od swojej misji, a jego
zdaniem Weasley, był główną przeszkodą na jego drodze. Również przy tej waśni
nie ma szczęśliwego zakończenia. Obaj panowie skończyli w błocie. Tarzali się,
okładali pięściami, a przy tym wyzywali od najgorszych. Przyjaźń potrafi być
naprawdę kolorowa.
***
- Ślepa szlama. Uroczo - do komnaty wszedł Snape. Zanim
dziewczyna zdołała ponownie zawyć, straciła przytomność, a z nosa pociekł
kolejny strumień. Czarny Pan milczał, jednak przeszyła go irytacja, gdy słowo
„szlama” padła w owym pomieszczeniu. Powstrzymał się przed zabiciem Snape’a.
- I co?
- Jeśli nie przestanie krwawić zdechnie, jak przystało na
ludzi jej pokroju. - Tom zacisnął prawą dłoń na różdżce.
- To zatamuj krwotok.
- To nie ja jestem uzdrowicielem. - Severus chciał coś
jeszcze do tego dodać, ale stwierdził, że życie jest mu jak najbardziej miłe.
- Gdzie ta przeklęta Miranda?! - Zabić ich wszystkich to
mało, przeszło przez myśl Tomowi.
- Ryczy. – Z kim ja pracuję?
***
Kobieta bardzo precyzyjnie machała różdżką w powietrzu,
trwała pochylona nad raną rozwartą dziewczyny. Za pomocą czarów wbijała w jej
delikatną, posiniaczoną skórę igłę. Specjalną nicią zaszywała ranę na żebrach.
Jej pacjentka była nieprzytomna, a z ust ciągle ciekł szkarłat. Kobieta
ryczała. Co z tego, że zatamuje krwotok? Dziewczyna miała złamane żebra, które
żywcem, wżynały się w płuca, a ona nie ma odpowiednich środków, asystury i
wiedzy, aby temu wszystkiemu zaradzić. Człowiekowi mogłoby się wydawać, że
wystarczy machnąć różdżką i po krzyku, ale ta dziedzina magii bardziej
przypomina ulepszoną medycynę, niż cuda i te inne wianki.
- Chryste, dziecko, postaraj się - łkała żałośnie. Wszystko
zależało od siły woli Hermiony. Tak niewiele decydowało o czymkolwiek. Zabini
skończyła zaszywać ranę i wzięła się za tamowanie krwotoków wewnętrznych,
powstałych na skutek przebicia płuca.
***
- Gdzie twoja matka?
- Smoku, sam chciałbym wiedzieć, wierz mi. - Dwaj Ślizgoni
krążyli po posiadłości Malfoya. Szukali matki Zabiniego. Chłopak miał nadzieję,
że nie wyjechała jeszcze. Liczył na krótką rozmowę.
- Wszyscy jacyś dziwni dzisiaj, nie uważasz? Snape też, jakiś
taki podlejszy niż zazwyczaj. - Draco wzruszył ramionami. Choć również to
zauważył. Zawsze rozpoznawał rozdygotany głos matki po torturach. Dzisiaj było
gorzej niż zwykle. Dzisiaj walczyła o życie, a on nawet nie wiedział, że w
którejś z części jego domu rozgrywało się piekło. Był początek wakacji! To był
zawsze ten łagodniejszy okres.
- A ty wiesz, czego się jeszcze dowiedziałem? Rowle został
zabity przez Czarnego Pana. Bellatrix znalazła jego ciało przed jego gabinetem.
Wyjątkowo nie była zbyt rozmowna; nawet mi nie powiedziała, za co mu się
oberwało. - Diabeł zachichotał.
- Należało mu się - stwierdził Draco.
- Pewnie tak…
***
- Chodź na wyższe piętro. - Zabini skierował się na wyższe
części domu. Malfoy poszedł za nim, ale nie był zbyt zachwycony pomysłem
przyjaciela. Wiedział do kogo należało ostatnie piętro. Wspinali się po
schodach spokojnie. Towarzyszyło im pogwizdywanie Blaise’a oraz szmery za
ścianą, które wzmagały się i przeradzały się w przeraźliwe szlochy. Na tym
piętrze, znajdowała się para drzwi. Osobisty pokój Toma Riddle oraz całkiem
puste pomieszczenie. Cały korytarz był duży. Pokoje były podzielone na pół, a
do tego zaczarowane, a ich objętości w oryginale/w środku przekraczały
najśmielsze oczekiwania.
Zabini z początku nie zwracał uwagi na płacz, który
towarzyszył ich krokom. Barwę głosu rozpoznał ze sporym opóźnieniem. Otępiały
stanął przed mosiężnymi drzwiami wykonanymi z pięknego, ciemnego drewna, które
w dotyku były chropowate i wciąż pachniały drewnem, takim typowym drewnem.
Dłonią pochwycił zimną klamkę, ale jej nie nacisnął. Szloch wzrastał na sile.
Zanim zdążył podjąć decyzję, drzwi otworzyły się same. Chłopak natychmiast
cofnął dłoń. Twarzą w twarz stanął z własną matką. Ogarnęło go szczęście. Nic
jej nie było. Miała tylko opuchnięte oczy i... krew na dłoniach?
***
Godziny upływały miarowo. Dla każdego czas płynął w inny
sposób. Potter wraz z Weasley’em tarzali się wiele godzin. Po potyczce, nieprzytomni
runęli w krzaki pokrzyw. Zabini razem z matką, spędził cały wieczór, usilnie
wyciągając z niej informacje o tym, co wydarzyło się w komnacie Czarnego Pana -
nieskutecznie. Malfoy upił się radośnie we własnym towarzystwie, można by
powiedzieć, że towarzyszyły mu ruchome fotografie z dziecięcych lat. Za to Tom
Riddle, stał całą noc przy łóżku córki, zastanawiał się jedynie nad tym, czy
aby jej nie zabić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz