czwartek, 2 sierpnia 2012

Księga pierwsza - rozdział 4


Draco, choć nigdy nie był pobożny, przeżegnał się jak Mugole, przechodząc przez hol Munga. Zapach leków uderzył w niego, skrzywił się. Biały kolor, otaczał go ze wszystkich stron. Począwszy na fartuchach koślawych, niestety, pielęgniarek, a kończąc na plastikowych kubkach i workowatych papciach, które musiał założyć na buty, jeśli chce się poruszać po uzdrowisku. Warknął, jego wzrok powędrował ku zegarowi, który wisiał na BIAŁEJ ścianie w głównej poczekalni. Tarcza, jak i obwódka była koloru BIAŁEGO - cudem mógł nazywać cyferki w odcieniu czerni. Radośnie, pomyślał wstając. Od dwudziestu minut oczekiwał kwoki, która łaskawie spakuje swoje rzeczy do tej - jak na jego oko - gigantycznej torby i wyjdzie łaskawie z tej sali! W dodatku on będzie musiał to dźwigać, aż do samochodu, bo szofer łaskawie nie wysiądzie - a gdzieżby, przecież korzonki go bolą! Chwycił się za głowę obiema dłońmi, które plótł we włosy. Niesporne kosmyki blond czupryny opadały mu na czoło, ale nie były w stanie zasłonić wściekłości, bijącej z szarych spojówek. Zaczął tupać nogą, wyrażając swoją niecierpliwość, złość, a nawet urażenie - nikt nie zwrócił na niego większej uwagi, nie tylko on zachowywał się w podobny sposób. Pracownicy przywykli do takich „scen”. Każdy był na swój sposób szczęśliwy. Lekarze - bo mieli spokój. Chorzy- bo mieli spokój. Odwiedzający - bo mogli wyrazić swoje emocje swobodnie. Żyłka zaczęła mu niezmiernie pulsować, gdy przypomniał sobie, że Krzywołap został sam w domu - w jego gabinecie.
- Kurwa - warknął. Kobieta, która właśnie go mijała, obdarzyła go zbulwersowanym spojrzeniem. Pochwyciła mocniej dłoń dziecka, które szło wolno za nią i wypruła do przodu. Wywrócił oczami. Ten świat upada, przeszło mu przez myśl. Słysząc śmiech jego narzeczonej zza drzwiami, napuszył się.
- Anna, ja nie mam czasu! - zrezygnowany ryknął na pół korytarza, aby dziewczyna przestała nadawać z nowo poznanymi przyjaciółkami i zebrała się wreszcie do drogi. Czas ciągnął się dla niego nieubłaganie. Zacisnął pięści, aby przypadkiem tam nie wbiec. Naburmuszony chwycił klamkę od pomieszczenia, z którego wydobywały się odgłosy przypominające histeryczny śmiech. Wzdrygnął się. Twarzą w twarz stanął z Anną. Buty na dziesięciocentymetrowej szpilce sprawiały, że dziewczyna była jego wzrostu. Miała na sobie krótkie spodenki oraz golf. I szok - była bez makijażu. Zamrugał nerwowo.
- Już wiem, czemu większość pieniędzy idzie na te twoje puderniczki i maseczki.
***
Cały świat przeciw mnie, krzyczał Malfoy w myślach. Przekroczył właśnie próg własnego domu - od razu poczuł się, jak w więzieniu. Oczy wywrócił ku górze i zatrzymał się w holu. Ściągnął płaszcz i podał go skrzatce, która stała obok niego. Zniknęła za drzwiami garderoby, a on powędrował do salonu.
- Co za żywot - warknął i sięgnął po Proroka Codziennego - gazeta czekała na niego na stole. Uśmiechnął się w duchu, widzą normalny tytuł postu. Miał już serdecznie dość mozolnego nagłówka „KOLEJNA OFIARA”. „Potter nie podołał”- to brzmiało lepiej, sensowniej, ale wciąż nawiązywało do tego dupka, który odebrał mu radość z czytania pisma. Przekartkował Proroka, znalazł się na ukochanym dziale sportowym.
- Zobaczymy jak rudzielcowi poszły rozgrywki - zaśmiał się ironicznie. Jego uwagę przykuło zdjęcie na dole strony. Poczerwieniał nieznacznie. „Ronald Weasley przerwał złą passę Anglii”- co to, kurwa za nagłówek?! Zgniótł gazetę i rzucił ją za siebie.
- Cholera, cholera! Cholera! - Jak opętany ruszył ku barkowi. Nabuzowany otworzył butelkę Ognistej i pociągnął pierwszy łyk.
- Draco! Draco, pomocy! - Zadławił się, słysząc krzyk Anny. Oblał białą koszulę. Załamany rzucił butelką o ścianę. Wnerwiony, skierował się na górę.
- Czego ty ode mnie chcesz?! - Otworzył z rozmachem drzwi garderoby. Załamany opuścił ręce. Kobieta stała na stołku w samej bieliźnie, płakała. Wokół niej biegał Krzywołap. Ubrania były powywalane z szafek i podarte na strzępy.
- Ja cię chyba zabije, kocie. - Jak opętany ruszył w kierunku rudzielca. Przy okazji wywalił Annę - dziewczyna jak długa, upadła na tyłek.
- Moja pupcia - zawyła. Nieprzejęty podszedł do zwierzaka i złapał go. Podnosząc za przednie łapy, nawiązał z nim kontakt wzrokowy.
- I coś zrobił?! - Gestem głowy pokazał karminową kreację, którą służba nie zdążyła odnieść na strych i włożyć do rzeczy Hermiony. Sukienka była dziurawa, falbanki poodrywane, a gorset postrzępiony. 
-Ej! A ja? - Anna nie kryła swojego oburzenia.
- Milcz, kobieto. - Naburmuszona, nie odezwała się już.
- Co tu się dzieje???
***
W wąskich drzwiach garderoby, stała szczupła blondynka. Yuko trzymała w dłoń beżowy płaszcz. Jej oczy były zmrużone - błyskała w nich dzikość. Jasną cerę okalały rumieńce zadyszenia. Oddychała ciężko, klatka piersiowa unosiła się nierytmicznie. Na jej twarzy nie było śladu uśmiechu - tego charakterystyczne dla niej uśmiechu. Jedynie malownicza wściekłość. Ogniki w zielonych spojówkach zaiskrzyły się niebezpiecznie, gdy dostrzegły Krzywołapa.
- Co ty chcesz mu zrobić? - Jej syk sprawił, iż Draco wzdrygnął się.
- Ej! A ja? - Anna odwróciła się do wszystkich tyłem. Jej nową taktyką była ignorancja. Zielonooka wyminęła czarnowłosą, posłała jej jedynie lodowate spojrzenie - wystarczyło, aby dziewczyna wstała i pognała do łazienki, aby ubrać się w cokolwiek. Yuko wyrwała rudego kocura z „objęć” blondyna i przytuliła ciepłą mordkę do szyi. Intensywnie głaskała sierść.
- Powaliło cię? Mogłeś mu zrobić krzywdę - warknęła w jego stronę. Jej złość ulatywała powoli, stopniowo. Odgarnęła z oczu długi kosmyk włosów.
- To tylko sukienka, a to żywe stworzenie - odezwała się znacznie spokojniej. W dalszej chwili smyrała kota po brzuszku. Uśmiechnęła się, ciszę wypełniało mruczenie.
- To nie mój dzień - szepnął. Spojrzał niepewnie w jej stronę. Pokiwała ze zrozumieniem głową. Po chwili spochmurniała i wtuliła się zachłanniej w Krzywołapa.
- I nie mój - powiedziała. Draco zebrał resztki z sukienki Riddle. Odpiął agrafkę ze wstążeczką. Schował ją do kieszeni. Westchnął widząc rdzawe plamy po Ognistej na śnieżnobiałej koszuli.
- Co się stało?- Przeczesał dłonią blond czuprynę. Szare oczy utkwił w przyjaciółce.
- Pokłóciłam się z Blaisem- odparła. Kot zeskoczył z jej ud i pognał w swoim kierunku. Zrezygnowana,  odarła dłonie o kolona.
- Nic nowego - stwierdził. Wiedział, że kłócili się często i zaciekle - jak stare małżeństwo, a potem godzili, jak para nastolatków, którzy nie mogą bez siebie żyć. Ich związek był specyficzny. Przesączony namiętnością, szczerą miłością, ale ich sprzeczne charaktery dawały o sobie znać, i to na każdym kroku. Łączyła ich jedynie miłość i radosne uśmiechy, zdobiące ich twarze, prawie zawsze.
- To staje się męczące. Nie daje już rady - wyznała. - Wiesz co z Ginny?- dodała, chciała szybko zmienić temat. Na twarz chłopaka wkradło się obrzydzenie.
- Ruda Pottera? Oboje siedzą w Mungu. Nie wiem konkretnie, co u nich. - Usiadł na różowym dywanie, którym wyłożona była garderoba Anny. Aż sapnął.
- Nieszczęścia chodząc dziś po wszystkich - dziewczyna zamyśliła się na chwilę.
- Nie po wszystkich - warknął. Yuko zaśmiała się pod nosem. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi.  Wstała, otrzepała białą bluzkę i zarzuciła na ramiona płaszcz.
- Tak, Weasley zawsze żył we własnym świecie - chichocząc, opuściła całą posiadłość.
***
Ściany pokoju miały odcień brzoskwini. Ładny i łagodny kolor. Zasłony okien opadały białymi falami, aż na panele, te były wykonane z jasnego drzewa. Szafa, komoda, stolik, toaletka oraz dwuosobowe łoże były w ciemniejszych odcieniach - jednakże pasowały idealnie. Poszwy i cała pościel były w kolorze beżowym - niemal zlewały się ze ścianami. Szafa była pusta, podobnie jak i komoda. Kurz zaczął się już osadzać na powierzchni całego pokoju. Zrezygnowana dziewczyna położyła różdżkę na stole. Kufer umieściła pod łóżkiem. Ściągnęła płaszcz i rzuciła go w ciemny kont szafy. Westchnęła przeciągle. Przymknęła leciutko powieki i położyła się na wygodnym materacu.
-To będzie nowy rozdział życia. Jego początek.
***
Draco miał już tego dnia dosyć. Cudem powstrzymał się przed zabiciem kota po raz drugi, gdy ten żywcem wyżerał mu dokumenty ukryte w gabinecie.
- Miał szczęście, że uciekł. - Tak, tylko to pozwoliło przeżyć rudzielcowi. Wygramolił się jakoś przez otwarte okno. Blondyn wiedział, że jeśli Krzywołap wróci, to mu nie daruje. Pogrzebie go za domem.
Siedział w salonie. Naprzeciwko niego siedziała Anna. W ciszy konsumowali obiad. Chwała jej za to, przeszło mu przez myśl. Świadomość, że będzie musiał niedługo opróżnić skrytkę na jej zakupy, dobijała go. Gdyby tylko ten głupi kot, tak sobie nie upodobał tych szmat… Nie musiałby kupować nowych.
- Przyjdzie dzisiaj moja matka. Zachowuj się. - Wstał od stołu. Chwilę później wyszedł również z posiadłość.
***
Po bladych policzkach spływały łzy. Potoczki rzeźbiły swoją drogę starannie. Długie włosy koloru rdzy były potargana i skołtunione. Wątłe dłonie spoczywały wzdłuż szczupłej sylwetki. Dolną wargę zagryzała. Hamowała szloch. Za drzwiami sali siedział jej ukochany mąż. I o niczym jeszcze nie wiedział. Przy jej łóżku stał uzdrowiciel, trzymał martwe ciało jej córeczki. Martwe - słowo pojawiało się przed jej oczami, jak neon oślepiało jej spojówki. Nie była wstanie spojrzeń na sine ciało dziecko. Nie miała siły ruszyć ręką. Niewytrzymała, zawyła cichutko. Mężczyzna spojrzał na nią smutno. Położył zawiniątko przy jej boku i zaczął się kierować do wyjścia z sali. Musiał jeszcze poinformować jej męża, że dziecko umarło przy porodzie. Ginny patrzyła chwilę na przymknięte oczka dziewczynki. Na bledziutkie policzki maleństwa spłynęły dwie łzy matki. Zdruzgotana ruda, wzięła dziecko w objęcia. Zmęczona, kołysała się z martwym ciałem. Tuliła je do siebie, jej ryk był coraz głośniejszy.
- Dałabym ci z Harrym na imię Hermiona - wyszeptała w końcu. 
***
Wrócił do„domu” o osiemnastej. Jego matka miała przyjść za godzinę - miał chwilę dla siebie. Mógł uporządkować resztki z dokumentów, których Krzywołap nie zjadł. W bojowym nastroju przekroczył próg salonu. Rzucił teczkę w ciemny kont i otworzył barek. Wyjął pierwszą z brzegu butelkę.
- Jak minął dzień? - Zachłysnął się i polał winem. Powstrzymał potok przekleństw, które miał przed oczami. Odwrócił się w stronę Narcyzy. Siedziała na fotelu. Na jej kolanach siedział Krzywołap - widząc go, aż poczerwieniał ze wściekłości. Jego matka widząc to, przytuliła kota mocniej do siebie. Jej łagodny wyraz twarzy i uśmiech, nieco go uspokoił.
- Miałaś przyjść później - stwierdził. Ściągnął płaszcz i koszulę - załamał się, widząc czerwoną plamę na niej. Blond włosa kobieta zaśmiała się krótko.
- Przyjść później i zastać cię pijanego? Coś świetnego, synu.
- Śmieszne. - Rozłożył się wygodnie w fotelu.
- Naprawdę pozwolisz wydać Annie połowę wartości skrytki? I to jeszcze na ciuchy? - Kobieta zaśmiała się ponownie, widząc zniesmaczoną minę syna.
- Krzywołap zajął się jej garderobą. Lata po domu w koszuli nocnej. Co gorsza, nie wychodzi z niego. Zapłacę każdą cenę, żeby tylko ta dziewucha zniknęła na parę godzin - wyznał. Szare spojówki utkwił w kocie. Zmrużył oczy.
- Nie pomyślałeś, aby zszyć ubrań magią? -  Kot otwarł się o rękę Narcyzy, a następnie pognał tworzyć kolejne nieszczęścia. Blondyn skrzywił się.
-„Zostają ślady”- powtórzył słowa narzeczonej.
***
Koniec jest naturalny. Życie rozpoczyna się, aby pewnego dnia zakończyć swoją egzystencje. Ludziom trudno pogodzić się z tym, co szykuje przeznaczenie.  Są przywiązani do czegoś tak mocno, że nie są w stanie wyobrazić sobie życia bez kogoś. To ogranicza potencjał.
Komuś przyszło żyć bez ukochanej osoby.
Komuś trudno żyć w związku, który podtrzymuje chora miłość i namiętność.
Komuś umarło dziś dziecko.
Komuś przyszło wygrać rozgrywki Quidditcha.
Komuś życie przyniosło ból.
Ale ktoś to wszystko rozpoczął. 

Brak komentarzy: