czwartek, 2 sierpnia 2012

Księga trzecia - rozdział 6


- Zabini, co ty, do cholery, przyklejasz na jej łokieć, z którego wystaje kość?! - Malfoy wskazał palcem na niezidentyfikowany dla niego obiekt.
Przez kotary firan przebijały się czerwone promienie, zachodzącego słońca. Zrezygnowany Draco, rozsiadł się wygodnie w fotelu.
- Smoku, jak to, co? Plasterek. Mama zawsze mi taki naklejała, gdy sobie zrobiłem kuku i chciała, żebym odpowiadał za swoje czyny i mi tego nie leczyła. Będzie mi jeszcze potrzebna woda utleniona, chyba. - Zabini dotknął jej sinej twarzy. Na jej skórze, pojawiły się dreszcze.
- Jak to, kurwa, chyba? - Smok rzucił mu wściekłe spojrzenie.
- Nie pamiętam, co się z nią robiło - przyznał.
- I twoja matka jest uzdrowicielką w Mungu? No gratuluję jej syna. Zabini, co jest na tym "plastrze"?
- To? A jakieś takie... nie wiem! To mugolskie, skąd mogę wiedzieć?! Jakieś obrazeczki i tyle. Wielkie mi coś. - Chłopak uparcie wpatrywał się w jej twarzyczkę, jakby oczekiwał, że zaraz mrugnie oczami, a oni będą mogli spokojnie wyjść.
- Ja bym ci radził coś wymyślić! Nie możemy jej zostawić w takim stanie! Będzie źle. - Malfoy poderwał się z miejsca i krążył po pokoju.
- No, dobrze, że nie mam z tym nic wspólnego, chyba.
- Zabini, na jakim świecie ty żyjesz?! Człowieku ogarnij się! - Diabeł wzruszył ramionami. Starł z jej łokcia krew i wytarł ją w pierzynę.
- Ona jest ślepa? - zagadnął nagle.
- No… - zarechotał Malfoy, na chwilę zapomniał, co może mu się stać.
***
Jej powieki delikatnie zadrżały. Uchyliła je leciutko i westchnęła żałośnie. Miała ochotę poczuć słońce, które niegdyś wyrywało ją z najśmielszej zadymy sennej. Chciała zobaczyć, jak wygląda pomieszczenie, w którym mieszka. Marzyła o tym, aby zobaczyć twarze przyjaciół, czy Narcyzy. Czuła, jak jej serce bije mocniej, jak ciężko złapać jej oddech. Wystraszona, złapała się za gardło. Pali - przeszło jej przez myśl.
- Patrz! Rusza się!
- Nie cieszyłbym się na twoim miejscu, Smoku. Będzie wściekła, albo się popłacze, albo jeszcze gorzej, zacznie krzyczeć. - Słysząc słowa Zabiniego, miała ochotę podnieść się i strzelić w pysk obu idiotom.   
- Zabini... - wychrypiała jedynie złowieszczo. Zaciskała mocno powieki.
- Słyszałeś! Wzywa mnie! Na pewno śni sobie, jakiś fajny erotyczny sen i czeka, aż się do niej przyłącze! - Malfoy parsknął śmiechem.
- Powodzenia, chociaż nie wiedziałem, że upadłeś tak nisko. Ślepa szlama. - Hermiona poczerwieniała na twarzy nieznacznie. Z ledwością podniosła się do pozycji siedzącej i ręką, starała się namierzyć, któregokolwiek z nich.
- Zabini! Malfoy! Jak ja tylko was dorwę! - wydarła się bezradnie.- Gdzie Nagini? - zapytała samą siebie cichutko, tak, aby tylko ona to usłyszała.
- Dobra, Blaise, idziemy. Nic jej nie jest.
- Idź sam.
- Jak chcesz.
***
- Szkoda mi ciebie, Granger - wyznał Zabini. Usiadł na krawędzi jej łóżka i chwycił ją za dłoń. Dziewczyna wyrwała ją z jego uścisku.
- No, co ty nie powiesz? - warknęła złowrogo. - Która godzina? - zapytała już łagodniej.
- Przed ósmą, a co? - zdziwiony, dostrzegł grymas na jej twarzy.
- Zabini, jeść mi się chce - powiedziała cichutko i zarumieniła się mocno.
- Powiedzmy, że zejdę na dół do kuchni i przyniosę ci coś dobrego, co będę z tego miał? - Przybliżył twarz do jej ucha. Zadrżała, ale po chwili uśmiechnęła się złowieszczo.
- Powiedzmy, że pomożesz komuś ważnemu.
- Komuś ważnemu? Oj, Granger, mam dziś dzień dobroci dla zwierząt. - Powstrzymała się przed piźnięciem go w twarz. - Poczekaj, zaraz wrócę.
***
Zabini wrócił chwilę później. Chichocząc, położył na jej kolanach tackę. Dziewczyna poczerwieniała.
- Czy... Mógłbyś... No, wiesz!
- Tak, Granger, pokarmię cie. - Chichocząc, zrobił to, a ona stawała się coraz czerwieńsza.
***
- Harry! Już niedaleko! Ja to wiem!
- Na litość boską, skąd?
- To intuicja! Ona do mnie przemawia! Choć szybciej!
- Ron! Widzisz to?
- Co, do cholery?! Nie mamy czasu!
- Chodzi mi o ten żywopłot! Czy on nie jest, hmm, dość dziwny? Jakby...
- Atak!
***
- Zabini, mógłbyś coś dla mnie jeszcze zrobić? - Hermiona była odwrócona w jego stronę. Mrużyła delikatnie oczy i mruga nimi, chciała go dostrzec. Chciała dostrzec wyraz jego twarzy. Tego, czego mogła się spodziewać.
- To zależy.
- Narcyza zawsze czytała mi stare podręczniki z Obrony Przed Czarną Magią. Dzień bez książki, jest dniem strasznie pustym.
- No tak, zapomniałbym, przecież ty Granger! Ślepa, ale mimo wszystko nie chce zerwać z przyzwyczajeniami, jesteś straszna! Każesz mi wracać do tych katuszy! - Zachichotała, odpowiedział tym samym.
***
1 sierpnia - Malfoy Monor, godzina ósma.
Lewą dłoń, trzymała kurczowo na pyszczku Nagini. Leżała swobodnie, a wąż owijał się wokół niej i smyrgał językiem jej twarz. Próbował zwrócić na siebie uwagę, nieudolnie z resztą. Hermiona głaskała ją, ale nie miała ochoty na konkretniejszą rozmowę.
Drzwi otworzyły się z rozmachem, zamknęły się jednak delikatnie.    
- Przepraszam za spóźnienie, panienko. - Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Narcyza, wróciła do niej. Na reszcie. Przykryta po szyję, nie odpowiedziała, ale mrugała oczami i kobieta wiedziała, że już nie może się doczekać wybierania z nią ubrań.
Kobieta pomogła jej wstać z łoża i ściągnęła z niej koszulę nocną, dziewczyna została w samej bieliźnie. Narcyza chwyciła ją niespodziewanie na łokieć.
- Panienko... Czy to wina mojego syna? - zapytała. Hermiona wyczuła, że jej głos staje się ochrypły. Dotknęła po omacku twarzy kobiety. Czując łzy pod palcami, westchnęła.
- Nic mi nie jest, Narcyzo. Choć, musimy wybrać mi na dzisiaj ubranie, prawda?
- Tak mi przykro... Ja nie wiedziałam, że on jest w stanie to zrobić... Ja go prosiłam, ja mówiłam, ja naprawdę... - Hermiona warknęła pod nosem. Kobieta zamilkła natychmiast.
- Sama się z nim policzę. Bez wiedzy ojca, kogokolwiek, rozumiesz? - Nie oczekując odpowiedzi, chwyciła ją za rękę, jak małe dziecko i oczekiwała, że kobieta zaprowadzi ją do garderoby.
***
- Woli panienka sukienkę, czy spódnicę?
- Sukienkę, myślę, że sukienkę - odparła. Narcyza pokiwała głową na zrozumienie i zaczęła przegrzebywać jedną z szaf w garderobie.
- Jaki kolor?
- Biały, albo brązowy. - Dziewczyna usiadła na stołku. Miała już na sobie nowy komplet bielizny z koronkowej wstawki. Przeczesała dłonią kręcone włosy. Teraz, zastanawiała się, jak chce być uczesana dzisiaj.
- Myślę, że ta będzie idealna, mogłaby panienka wstać? - Hermiona powstała i wyciągnęła ręce do góry. Kobieta ubrała jej kreację i oceniła wzrokiem.
- Wyglądasz ślicznie, panienko.
- Mogłabyś mi to opisać? - Stała przed lustrem, kobieta trzymała dłonie na ramionach. Powstrzymała napływające łzy bezradności.          
- Sukienka jest  biała. Jest do kolan, pod biustem jest puszczona luźno. Dekolt duży, sukienka jest na cieniutkich ramiączkach. Myślę, że najlepiej będzie, gdy zostawimy twoje włosy rozpuszczone, tylko je rozczeszemy, panienko. - Pokiwała głową i dała się wyprowadzić z garderoby.
***
Narcyza posadziła ją przed toaletką i zaczęła rozczesywać grzebieniem jej długie, kręcone włosy.
- Panienko, czy podjęłaś już decyzję? - Dziewczyna się spięła. Usiadła sztywno i się nie odezwała.
- Przepraszam, że zapytałam, panienko. - Hermiona westchnęła. Chwilę później, kobieta pomogła jej usiąść w fotelu, a sama zamówiła dla niej śniadanie z kuchni.
***
- Minerwo, czy były ostatnio jakieś wieści od Harrego? - Zakon zebrał się w gabinecie Dumbledore'a. Każdy z napięciem, wpatrywał się kobietę o surowej minie, która sztywno wyprostowana, siedziała po prawej stronie dyrektora.
- Tak, chociaż nie nazwałabym tego, sensownym raportem. Pan Potter i Weasley, zgubili pannę Granger - odparła z niesmakiem profesorka.
- Daje mi nie więcej, niż tydzień - parsknął śmiechem Fred. - Niepodważalnie bez niej zginął-  przyznał mu George. Dyrektor przybrał smutny wyraz twarzy.
- Nie są jeszcze gotowi, aby szukać jego duszy. Dlatego obmyśliłem nowy plan, ale wcześniej, będzie trzeba ich sprowadzić.
- Kto odegra główną rolę? - zagadnął Moody.
- Panna Granger, rzecz jasna, panna Granger, nada się do tego idealnie.
- Panna Granger nie żyje - odezwał się Snape po raz pierwszy podczas tego spotkania.
***
- Może się przejdziemy? - Kobieta wzięła ją pod ramię i zaczęła kierować w stronę wyjścia z pokoju, gdy dziewczyna potwierdziła kiwnięciem głowy.
- Zejdzieszemy tylko piętro niżej. Obecnie obdywa się właśnie zebranie kręgu, ale nie będziemy niczym ryzykować. - Szły dłuższą chwilę w ciszy.
Narcyza uśmiechnęła się blado w stronę swojego syna, który biegł z przeciwnej strony.
I nastąpiło coś, czego niespodziewał się bynajmniej nikt, a zwłaszcza Hermiona.  
- Ty durna szlamo! - Poczuła, jak Malfoy uderza ją w twarz z otwartej ręki. Słone łzy zaczęły zbierać się w jej pustych oczach. Spływały po zaczerwienionym policzku. Oszołomina Narcyza, patrzyła, jak jej syn znika za najbliższym zakrętem i pomogła się podnieść Hermionie.
- Panienko, ja... Ja przepraszam...
- Zamknij się!
Taka podobna do Czarnego Pana - nawet sobie z tego nie zdaje sprawy - przeszło przez myśl płaczącej kobiecie.
***
- Narcyzo, czy Zgredek tu jest? Skrzat domowy.
- Tak, panienko, znajduje się w kuchni, nadzoruje prace.
- Zawołaj go do mnie! - warknęła. Rozsiadła się wygodnie w łóżku. Drzwi zamknęły się za kobietą, a w tym czasie, Miona oczekiwała pojawienia się skrzata.
Zjawił się z cichym pyknięciem.
- Hermiona Granger? Przyjaciółka pana Pottera! To zaszczyt!
- Zgredku, musisz mi pomóc. Muszę stąd uciec. Teraz.

Brak komentarzy: